Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Lidia - wroc!


Lidie poznalam jakies dwa miesiace temu, gdy wchodzac do pokoju 412 uslyszalam czyjes pojekiwania. Na lozku lezala wciaz mloda kobieta, lezala? Zwijala sie zbolu, nie miala nawet sily nacisnac na przycisk, by poprosic o pomoc pielegniarke, tak Ja bol unieruchomil! Jaks wrodzona niesmialosc (raczeej - strach...) wstrzymal mnie od natychmiastowej reakcji na Jej bol, bo przeciez -wzywajac pielegniarke, narazam sie na jakies przykrosci - ewentualne, ale zawsze jakies...Moim obowiazkiem bowiem jest sprzatac pokoje a nie wytykac pielegniarce, ze nie ma Jej tam, gdzie Jej potrzeba! No, ale nie moglam juz wiecej patrzec na bol Lidii  i w koncu - wezwalam pomoc. Lidia byla bardzo zdziwiona, i tylko cochwilowym zamykaniem powiek - probowala mi podziekowac za brak obojetnosci na jej los...
        Dni uplywaly. Lidia lepiej  juz sie czula. Mialysmy codziennie pare chwil do pogadania ze soba. Poznawalam Jej Rodzine, Jej przyjaciol i Innych, ktorzy odzwiedzali Lidie w szpitalu, zawsze w "wypomnieniem" mojej "zaslugi"...Troche to mnie peszylo, ze ciagle od nowa "wytyka" mi sie moja "dobroczynnosc", ale taka byla potrzeba Lidii, wiec ja szanowalam.
           Ktoregos dnia, jednak - Lidia zaczynala podupadac na zdrowiu bardziej...Patrzylam, jak coraz trudniej bylo Jej oddychac o wlasnych silach, coraz czesciej musiala korzystac z dodatkowej porcji z tlenu, ktory czesciowo usmierzal Jej bol, a pozniej- w ogole - pozwalal jej egzystowac.
            Jakies dwa tygodnie przed ukonczeniem  mojego tymczasowego pelnego etatu w szpitalu, nie bylo juz Lidii w pokoju. Dowiedzialam sie , ze przeniesli Ja na dzial transplantow, bo pilnie potrzebuja znalezienia  dla Lidii dawcy watroby .Gdy tylko rozpoczelam na powrot swoja prace na transplantach, nie omieszkalam odnalezc Lidii. Lezala na "moim" skrzydle szpitala,o co za radosc! Kazala mi natychmiast pozostawic moj numer telefonu, bo chcialaby w przyszlosci ze mna sie spotkac, i dokonczyc rozmowy niewyczerpane w temacie, jakim jest  rodzina. Mialam Jej ten telefon w przerwie podac, ale wlasnie spala, a wokol - otoczona Rodzina z przyjaciolmi - stanowiacymi kordon do nieprzebycia - odsunelam to na dalszy czas. Nastepnego dnia , gdy przyszlam do pracy, dowiedzialam sie , ze Lidie przeniesiono na intensywny oddzial terapeutyczny. Pomyslalam, ze to nie dobrze, wiec trzeba koniecznie odnalezc Lidie, bynajmniej nie po to by zostawic Jej swoj numer telefonu, o nie...Jak zawsze, opieszalosc moja dala znac o sobie!
W srodku tygodnia , gdy bylam wezwana do pracy na "telefon", rzucona mnie na "lozka", czyli na przygotowywyanie lozek dla nowych pacjentow, a zaraz po opuszczeniu tych, ktorzy poczuli sie lepiej, lub poprostu - zmienili sale z jakis powodow. Zaraz sobie przypomnialam o Lidii. Szukalam Jej, pytalam o Nia, ale jakos nie moglam Jej odnalezc.Najgorsze wiec przeszlo mi po glowie! Znowu w zyciu sie spoznilam, znowu...

     Trzy dni temu, przed snem  - wlaczylam  na moment telewizje. Konczyly sie nocne wiadomosci na jednej z glowniejszych stacji telewizyjnych Toronto, i coz ja widze! Reportaz - o mojej Lidii! Resztkami swiadomosci podbieglam do "nagrywacza", by cos z tego potem zalapac na "trzezwo". Widze Corke Lydii, ktora wspomina, ze w momencie odchodzenia Mamy - zwrocila sie w akcie rozpaczy- do telewidzow przez glowne studio waidomosci telewizyjnych (segment o zdrowiu) z apelem o donacje czesci zdrowej watroby! Zglosilo sie przeszlo tysiac Osob z checia pomocy. Sprawdzane sa obecnie  dane "biologiczno-fizyczne" wolontariuszy..Taka jest potrzeba.
    Wylaczylam telewizor, lzy szczescia plynely mi po policzkach (jako, zem latwo-lzawa kobieta !). Mialam tylko sile podziekowac Bogu za to co uczynil...dla mnie. Odebralam Jego wiadomosc, bo byla Ona ukryta w tym cudownym wydzarzeniu, a ja wlasnie blagalam o Znak! Dziekuje Ci Panie za Wszystko!


  • megi62

    megi62

    22 marca 2009, 15:54

    wierzyć trzeba - tak est łatwiej w życiu.....

  • walc65

    walc65

    22 marca 2009, 08:28

    noi jak tu w Boga nie wierzyć . Pozdrawiam