Cór mój nastoletni zakomunikował potrzebę uzupełnienia garderoby o kurtkę i buty. Cór mój w porównaniu z resztą domowego drobiu jest dzieckiem grzecznym i poukładanym, mocno wrażliwym i nie kandyduje do miana sieczkarni w głowie. Nie zmienia to jednak faktu, że z racji wrażliwości jest podatny na naciski zewnętrzne płynące z grupy społecznej jaką są szkoleni koledzy i koleżanki. No i dowiedziałam się, że moje dziecko nie jest „fejmem” w swojej „gimbazie”. Wow jakie sformułowania. I niestety wstrętna mamusia do tego nie dopuści. Co więcej dość ruchliwa (aktualnie tylko umysłowo) mamusia z adhd nigdy nie dopuści aby którekolwiek z jej dzieci było „fejmem” w „gimbazie”. A przynajmniej będzie próbować. Dla niewtajemniczonych (czyli takich ćwoków jak ja), aby zostać „fejmem” trzeba spełniać 3 podstawowe warunki.
Warunek pierwszy to mieć kupę kasy. Moje dziecko otrzymuje marne sto złotych kieszonkowego i jak na warunki szkolne jest to dużo za mało. Trudno, mnie wydaje się, że jest to wystarczająco jak na potrzeby pitno-słodyczowe. „Fejmy” dysponują odpowiednio zasilonymi kontami. Moja córka dysponuje tylko kartą do własnego konta, ale więcej niż sto złotych miesięcznie wpływa tam tylko z okazji urodzin, świąt i potrzeb szkolnych patrz: wycieczka, podręczniki, przybory itp.itd. .Nie leżą tam pieniądze na bluzki, buty, kurtki i inne cuda wianki. No i nie chodzi do okolicznych przybytków gastronomicznych w celu zasiadania i napawania się własną dorosłością.
Warunek drugi równa się metka. Buty nie mogą być z CCC ani z Daichmanna. Dżins tylko firmowy i wszędzie metka. Sorry, ale często za metką nie idzie jakość, a coś takiego samego tylko bez metki można kupić o połowę taniej. Szczególnie dla jeszcze zmieniającej swoje rozmiary nastolatki. Jestem zbyt racjonalna aby kupować dzieciom ubrania dla metki, skoro to ubranie dupy nie urywa, nie jest ze złota ani samo się nie pierze i nie prasuje. No i torebka obag albo Longchamp na wyposażeniu koniecznie. No way, po mamusi trupie.
Warunek trzeci to sieczka w głowie. Wprawdzie można się dobrze uczyć, ale zachowywać już nie koniecznie i wszystko przeliczać na kasę. Dobrze byłoby mieć za sobą jakiś próby w modelingu, albo innym szołbizie i zaimponować grupie „fejmów” czymś. Dziecko moje nie było w stanie określić czym jest to coś czym trzeba zaimponować, ale mówiąc o koleżance która fajki przynosiła i opowiadała jak to mama pozwala jej już palić w domu, albo o kolegach którzy robią zdjęcia nauczycielom i wrzucają gdzieś do netu robiąc z nich memy, dała jasno do zrozumienia, że chodzi o imponowanie niezłą sieczką.
Mając na uwadze powyższe nie mam dziecka "Fejma" i jakoś muszę z tym żyć. :-)
Jednakże z pewną dozą nieśmiałości patrzę zatem na syna mego starszego i zastanawiam się czy będzie kandydował do bycia „fejmem” w gimbazie. Jak już popatrzę to myślę z rozczuleniem, że nie da rady. Wyżej stówki nie podskoczy, metki nawet jakby się jakieś przez pomyłkę trafiły będziemy odcinać, a jego sieczka chyba jest zbyt mało ścięta, żeby się nadał. Chociaż aspiracje ma.
Bycie dzisiaj nastolatkiem to horror.
silva27
21 stycznia 2016, 13:32No padłam! :-D. Piękny wpis! Za moich czasów nie było też "fejmu" ani "gimbazy", a syn jeszcze za młody, żebym miała okazję coś na ten temat wiedzieć, niemniej jednak przerażająca perspektywa nadal przede mną! Raczej będę miała zdroworozsądkowe podejście podobne do Twojego, pytanie tylko czy przez mój bunt i zatwardziałość systemu wartości dziecko nie dozna wykluczenia społecznego ze swojej "gimbazianej" grupy rówieśniczej ? ;-) Czas pokaże...
Lachesis
21 stycznia 2016, 19:53No czasem się tak zdarza. Młoda nie jest po prostu fejmem. Z tym da się całkiem nieźle żyć, jak tak na nią patrzę, to nieźle sobie radzi.
Rochitka87
11 stycznia 2016, 20:21Można zatem pogratulować dzieci, które nie są i nie będą "fejmem". Osobiście uważam, że co kolejny rocznik to te zwyrodnienie w nastoletnim przedziale wiekowym jest większe... czuję się jak rycząca 60tka jak czytam o tych fejmach, a tymczasem przecież byłam 2 eksperymentalnym rocznikiem reformy szkolnictwa i doświadczyłam już wynalazku zwanego gimnazjum. W świetle tego obawiam się właśnie o swój nowiutki osobisty rocznik listopad2015 :O
Lachesis
11 stycznia 2016, 21:39Na razie nie masz się co martwić tylko cieszyć się macierzyństwem bo im głębiej w las tym więcej drzew :-) Niestety. Ale jak mnie to mówili to myślałam ze z czasem będzie łatwiej, będzie się dziecko komunikowało z tobą, a teraz to bym chciała żeby chociaż z jeden dzień leżało towarzystwo jak niemowlęta i się nie komunikowało ze mną w żaden sposób :-)
justagg
11 stycznia 2016, 12:56Wiedziałam, ze jest zle ale, ze aż tak! Moda na głupotę niestety:/
Lachesis
11 stycznia 2016, 16:54Zawsze jakaś moda musi być, za moich czasów były subkultury, a teraz kult kasy jak widzę
andzia.28.05.
10 stycznia 2016, 17:19To ja żyłam albo w szczęśliwych czasach albo w odpowiednim miejscu, bo nie spotkałam się ze zjawiskami, które opisujesz ;) Trafiłam do gimnazjum jako drugi rocznik i chyba jeszcze wtedy nie zdążył się "to coś" urodzić :P Ale myślę, że powinnaś się cieszyć, że masz jednak normalne dzieci :)
Lachesis
10 stycznia 2016, 18:30Tylko presja społeczna strasznie im poczucie wartości zgniata. Albo takie gimnazjum
andzia.28.05.
10 stycznia 2016, 18:34Chyba szkoła.. Mój brat jest obecnie w pierwszej gimnazjum i z tego co widzę, to jakoś nic go specjalnie nie rusza :P Ale to malutka szkoła, gdzie dzieciaki znają się już przeważnie od zerówki, więc nikt tam na nikim nie chce specjalnie żadnego wrażenia wywierać.
Lachesis
10 stycznia 2016, 18:45No to my walczymy w taki większym gimnazjum, ale cór chciała jakieś tam ochy i achy naukowe żeby miało to ma, a poza ochami i achami naukowymi to jak każde gimnazjum przyjmuje rejon. A rejon się okazał trochę bananowy z tego co widzę :-) W pierwszej klasie jeszcze o fejmach nie słyszałam, to później przyszło, albo później się wyartykułowało. Kto wie
Lachesis
10 stycznia 2016, 16:42Za moich czasów czyli 100 lat temu nie istniało określenie fejm. Nawet nie znam genezy tego słowa, a wstyd mi jest się dzieciaków zapytać. Będę musiała poguglować. Co do uczenia to tak mnie dziecko powiedziało, nie weryfikowałam :-)
lalaola
10 stycznia 2016, 16:39za moich czasów (czyt.10 lat temu), dobre uczenie się, nie było dobrze widziane jeżeli chciało się aspirować do tytułu "fejma" :P Jednakże, mniejsza uwagę zwracało się na "markowość" produktów. Coś za coś, ciekawe co będzie dalej ;)