Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
trochę popłynęłam


Myślałam, że już wygrałam z niekontrolowanym pożeraniem wszystkiego co do zjedzenia jest w kuchni... niestety wczoraj podszedł mnie chytrze głód...
To ewidentnie moja wina, ponieważ zjadłam zdecydowanie za mało w ciągu dnia. Ostatni posiłek w pracy to sałatka o 14.00 jak więc wróciłam do domu byłam głodna jak wilk...
Zamiast zrobić sobie konkretny posiłek, myślałam, że oszukam głód orzechami i suszonymi owocami  - nie udało się niestety.... Skończyło się na połowie tabliczki czekolady, kanapki z białego chleba i kilku kawałkach niemałych kabanosów...
Po godzinie nie miałam siły się ruszać, położyłam Małego spać i sama zaległam pod kocykiem na kanapie przed telewizorem... Znam ten schemat, pół roku temu każdy dzień wyglądał tak dokładnie tak samo - wieczorne obżarstwo i spanie przed TV - koszmar.
Nie miałam odwagi stanąć na wagę dzisiaj rano. Pewnie nie ma jakiejś drastycznej zmiany, bo i pożarłam zdecydowanie mniej niż pół roku temu...
Najważniejsze, że dzisiaj jestem dobrze nastawiona i wiem, że to jednorazowy wybryk... Nie kontrolowałam tego bo:
- byłam głodna
- nie miałam zaplanowanego posiłku
- jadłam czytając gazetkę
- byłam sama w domu
Po pół roku dietkowania wiem już co się ze mną dzieje i dlaczego...
Muszę jeszcze trochę popracować nad tym, żeby się nie działo
pozdrawiam ciepło