od razu lepiej się czuję... a wysiłek rozładował w końcu moje złe emocje i stres o było tego ostatnio sporo.
W zeszły poniedziałek Mały wylądował w szpitalu... na imprezie urodzinowej koleżanki 6-latki tak niefortunnie upadł, że złamał rękę.... wyglądała fatalnie - nie jestem specjalistą ale wiedziałam, że nie jest to zwykła pękniecie. Ręka nienaturalnie wygięta w dwóch miejscach zrobiło się "S"
W szpitalu, do którego dojechaliśmy karetką diagnoza: złamanie przedramienia w dwóch miejscach z przemieszczeniem... koszmar. Operacja następnego dnia, pełna narkoza, o której myśl doprowadzała mnie do obłędu.... ale chyba najgorsze już za nami. Planowany termin zdjęcia gipsu to początek września. Szkoda mi go, bo cały lipiec chodził jeszcze do przedszkola a w sierpniu miał mieć wakacje: półkolonie, tydzień u dziadku i rodzinny wypad... trochę plany wakacyjne trzeba teraz zmodyfikować...zobaczymy...
Na samą myśl o szpitalu, cierpieniu Wojtka i stresie robi mi się słabo... oby nigdy więcej takich przeżyć....
Napięcie i stres najlepiej schodzi ze mnie jak poćwiczę.... w poniedziałek byłam na rowerze a dzisiaj od rana pierwszy raz poćwiczyłam z Ewą Chodakowską... Muszę przyznać, że do tej pory się pocę... dobra jest... dałam radę prawie we wszystkich ćwiczeniach - też jestem dobra no nie??