Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Fotomenu wstydu. Pierwszy cheat meal.


Po sobotnim kryzysie doszłam do wniosku, że nie będę się katować i wykorzystam pierwszego cheat meal'a z ośmiu dozwolonych w tym miesiącu. Mimo tego, że dałam sobie z założeniach przyzwolenie, czuję się podle. Pierwszy tydzień chciałam jeść czysto. Co prawda burger jest domowy, ale buła kupna. Zamieszczam tu wszystko co jem, więc:

Cheat meal ma za zadanie zwiększyć prawdopodobieństwo wytrwania na diecie. Jest to posiłek, który mamy jeść bez wyrzutów sumienia i ma nas nastawić pozytywnie do dalszej diety.

Mój organizm zaspokoił swoje zachcianki, rzeczywiście mam nowe siły, ale jakiś taki kac moralny mnie dopadł. Bo to tylko jedzenie, a pokonał mnie burger. Jak byłam w sklepie to z kolei wytrzeszczałam oczy na czekolady. Jakby mój świat kręcił się wokół NIEZDROWEGO jedzenia. Takie uzależnienie. Widzieliście kogoś uzależnionego od kalafiora? 

Moje wytyczne to przede wszystkim wyznawanie zasady eat clean, czyli jedz czysto, bez śmieciowego, niezdrowego jedzenia, wysokoprzetworzonego. To jest podobno największy podsycacz cellulitu, a ja mam go pod dostatkiem. Więc muszę się opamiętać.