o sukcesach może mniej :) ale o porażkach mogłabym pisać, tylko po co? ...:) dopuściłam się już do ponad 64 kg (dokładnie nie wiem, znacie ten moment gdy już jest tak źle że człowiek nie chce wiedzieć naprawdę aż jak...) odchudzać zaczęłam się 01 lutego z wagą 64 (+ hak). dziś, dokładnie 1,5 miesiąca po ważę 58,8kg, czyli co najmniej 5,2 kg!!! i powiem Wam wcale nie było ciężko, i na pewno warto.Były momenty w których nie widziałam rezultatów i z chęcią rzuciłabym się na żarcie, ale otuchy dodawał mi mój mąż (który z resztą był inicjatorem odchudzania, nie dla mnie żeby nie było że mi kazał:), dla siebie,źle się czuł ze swoją wagą i ogólnie).Gdy się denerwowałam że powoooli chudnę mówił: spokojnie nie nabrało się tego w miesiąc to i w miesiąc się nie zgubi.Gdy waga stanęła (a to był właśnie pierwszy krok do poddania się prze ze mnie) On mówił:(choć na diecie pierwszy raz i nie wiem skąd taki mądry hehehe)...spokojnie,ruszy się,to normalne. Powiem Wam babeczki tak, do odchudzania trzeba podejść z męskim racjonalizmem. i oczywiście z dobrą dietą, jakieś tam cud, dukany i inne nie działają przetestowałam.
My teraz odżywiamy się zdrowo - 4/5 posiłków dziennie,Regularnie!!!dużo warzyw,owoców,nawet chleba,ale dobrego,żytniego 100% ba nawet makaron :)
Dziś wykupiłam diętę vitalii, IG pro, dla większej motywacji i przede wszystkim dla urozmaicenia przepisów. Kiedyś pisałam mam nadzieję że mi się uda, pomóżcie dobrym słowem.
Dziś wiem że mi się uda :) Jeśli, któraś z Was nie ma wsparcia (na początku bardzo ważne) póżniej idzie samo, piszcie... pomogę słowem lub kopem :) to naprawdę nie jest trudne, to tylko odchudzanie:)
miłego weekendu:)
Aga1288
17 marca 2013, 20:25Gratuluję tak kochanego męża mój się ze mnie śmieje zamiast mnie wspierać.