Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nie złamałam się!!!


Weekend zaliczam do udanych, zarówno pod względem diety jak i spędzonego czasu. W sobotę wybraliśmy się do znajomych na grilla. Tego dnia czekały mnie jeszcze 2 posiłki dlatego pozwoliłam sobie na kawałek karkówki, ciasta, 2 pieczarki nadziewane serem i surówkę z kapusty pekińskiej. Cały wieczór siedziałam i popijałam wodę. Nie rzuciłam się na jedzenie, ale też nie siedziałam o wodzie i chlebie. Zaliczyłam wczoraj też godzinę kijków a z uwagi na deszcz robiłam swój rekord życiowy (smiech) 

Niedziela minęła nam leniwie. Był kościół, obiadek, a po obiedzie wybrałam się z moją 7-letnią córą na rowery. Młoda dała radę - przejechałyśmy 16 km. Hania cieszyła się ze wspólne spędzonego czasu, wciąż pytała czy jeszcze kiedyś wybierzemy się wspólnie na taką przejażdżkę. Po powrocie do domu wybraliśmy się z mężem, dzieciakami i psem na długi spacer. Fajnie spędziliśmy czas, lubię takie leniwe niedziele...

Muszę się Wam przyznać, że wczoraj tak mnie wzięło na jedzenie, że szok! Siedziałam na kanapie i analizowałam, co mogłabym zjeść (oczywiście było już po kolacji). W końcu ruszyłam zrobić rundkę po szafkach kuchennych. Zatrzymałam się przed tą "słodyczową", a tak ptasie mleczko, pierniki w czekoladzie, babka marmurkowa, galaretki i inne rarytasy! (tort)(czekolada)(chleb) Po chwili namysłu sięgnęłam po 1 kostkę czekolady, po czym zamknęłam szafkę i wróciłam na kanapę. Jestem z siebie dumna, bo opanowałam "kompulsa", który czaił się za rogiem! Normalnie rzuciłabym się najpierw na słodycze, a potem lodówkę, ale nie tym razem! JEDZENIE NIE BĘDZIE MNĄ RZĄDZIŁO!!!! Jestem z siebie dumna! A co!!! Oby nadchodzący tydzień był równie udany! Czego i Wam Kochane moje życzę!

PS. Jutro nasza 8 rocznica ślubu! Ciekawe, czym zaskoczy mnie mój małżonek! :D