Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
!!!!!!!!!!!!!


Wstałam rano, żeby pobiegać. Poszłam z mamą, bo twierdziła, że chce sobie pobiegać. Nie chciałam z nią iść, ale nie chciałam robić jej przykrości. No i potwierdziły się moje przekonania. Czułam się jak taka głupia, jak wieloryb. Dopóki biegam sama wszysttko jest ok, w końcu słucham muzyki i niczym się nie przejmuję, ale dzisiaj? W dodatku mnie mama cały czas strofowała - np. że nie mogę biec pół godziny bez przerwy. Wiem, że ona może. Ala ja nie. Jeśli jej to nie odpowiada to niech idzie biegać sama. 

Wczoraj też się zdenerwowałam, bo mojej mamie nie da się nic przetłumaczyć. Cały czas utrzymuje, że dieta 1000 kcal i dużo ćwiczeń jest najlepsza (i to samo moja ciotka). Niech myślą co chcą, ja nie mam ochoty na jojo. 

No i standardowo czepiała się wszystkiego, co jem. Czasami na prawdę lubię, jak nie ma jej w domu, nikt mnie nie kontroluje. A to mówi, że nie powinnam jeść bananów, a to, ze 5 posiłków dziennie to za dużo. Wczoraj wzięłam sobie ciastko (tak, nie rezygnuję ze słodyczy całkowicie) a ona do mnie, że mam przejść na dietę. Uwierzcie mi, że nie jest fajnie słyszeć coś takiego od własnej matki. 

Wiem, że chce dobrze, ale jej nie wychodzi. Rozmawiałam z nią, przeprosiła mnie. I CO Z TEGO? Na następny dzień zawsze jest to samo. 

Byłam biegać, ćwiczyłam. I nie czuję się szczęśliwa. Jedyne co czuję to złość. Ale w sumie przez tą złość czuję motywację. Może nie biegam przez te cholerne 30 minut, bo nie mam kondycji. Może sapię jak stary kundel i wyglądam jak szarżująca słonica, ale jak to ostatnio gdzieś przeczytałam - i tak wyprzedzam wszystkich, którzy śpią.

  • terapia

    terapia

    20 lipca 2013, 11:12

    Nie przejmuj się mamą, walcz o swoje cele, szczególnie, że to Ty masz do tego zdrowe i rozsądne podejście! Wróżę Ci sukces! :-)