Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień 15 - jezusmaria, mam zakwasy!



(właśnie skasowałam cholernie długą notkę. Agrrhhhh no nic, muszę zacząć od początku)
Zanim przejdę do sedna, chciałam zamieścić filmik, który dzisiaj rano wrzucił na fejsa mój kolega. Filmik z gatunku tych mocno motywujących do działania. Osobiście jestem wielką fanką takich krótkich filmów, dają mi niesamowitego kopa do działania! Np dzięki takiemu Where the hell is Matt? zaczęłam podróżować i muszę przyznać, że idzie mi to całkiem nieźle. Wracając, filmik z rana:



aż sama mam ochotę krzyknąć I'm a champion!!!!
Link dodałam do zakładek, będzie niezbędny w słabszych momentach!

Filmik filmikiem, a mój dzień? Byłam podekscytowana już od samego rana. Wiedziałam, że mogę dzisiaj odstawić na bok ćwiczenie z Youtubem i samotne wylewanie siódmych potów bo umówiłam się z siostrą na aktywny dzień. (musicie wiedzieć, że moja siostra jest zapaloną sportsmenką i często zastanawiam sie czy aby ktoś nie podmienił mnie w szpitalu. Serio, wyglądam przy niej jak małe sumo) Po obiedzie ruszyłyśmy w góry, 1,5 godziny trekkingu zrobiło swoje ale żeby się dobić pojechałyśmy jeszcze na godzinę basenu. Cholera, już zaczynam czuć zakwasy!
Powinnam jeszcze zrobić swój codzienny rytuał : Abs na brzuch i plecy z Mel B, już miałam napisać "ale chyba jednak odpuszcze" miałam, ale napiszę SKOŃCZĘ TĄ NOTKĘ I BIORE SIĘ ZA BRZUCH. W końcu I'm a champion, nie?



a jedzenie?

Spisałam się. Na śniadanie jadłam jajecznicę z kurkami. Od jakiegoś czasu zamiast z trzech  jajek robię z dwóch i zupełnie mi to wystarcza. Nie rozumiem po co wcześniej zapychałam się aż trzema. Później był czas na kawę i marchewkę. ( nie potrafię zrezygnować z kofeiny więc zredukowałam dawkę do jednej filiżanki) Na obiad było kilka ziemniaczków, ogórek i gotowana pierś z kurczaka. Nie przepadam za ziemniakami, oduczyłam się ich jeść już jakiś czas temu ale z braku czasu stwierdziłam, że od czterech ziemniaczków wielka krzywda mi się nie stanie. Podobno raz na jakiś czas to nawet zdrowo. Pomiędzy trekkingiem a basenem siostra namówiła mnie na loda. Nie powinnam ale już za późno, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Zresztą wydaje mi się, że dzisiaj naprawdę nadgoniłam aktywnością fizyczną. Na kolacje zjadłam sałatkę ze świeżych ogródkowych warzyw. (tak, jestem tą szczęściarą co ma warzywa i owoce w ogrodzie)


Podsumowując? to był naprawdę udany dzień, już pal licho te zakwasy!
Notka niech się wgrywa a ja zabieram się za ABSy.