Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Chcę znów poczuć się dobrze we własnym ciele!

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1033
Komentarzy: 7
Założony: 15 lipca 2013
Ostatni wpis: 6 stycznia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
llymlrs

kobieta, 32 lat, Kraków

168 cm, 75.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

6 stycznia 2014 , Komentarze (3)




Minęło tyle czasu od mojego ostatniego wpisu, wielka rewolucja skończyła się zaledwie na 18 dniu. Nie będę się głupio usprawiedliwiać, wymyślać powody. Było - minęło.
Czas zacząć jeszcze raz a wiadomo, NOWY ROK - NOWE POSTANOWIENIA

Mam sporo oczekiwań wobec tego nowego 2014go, zarówno zawodowych, osobistych jak i właśnie tych odchudzających. Plan i motywacja dalej są te same - chce się dobrze poczuć w swoim ciele, móc założyć te wszystkie super ciuchy, które wiecznie nie pasują albo są ciasne tu i tam. No i najważniejsza sprawa - ślub mojej siostry w lipcu. Chciałabym w tym dniu wyglądać po prostu pięknie. Troche to zarozumiałe albo nawet głupie ale chciałabym pokazać się całej rodzinie od jak najpiękniejszej strony. Tak żeby poszło im w pięty! Za te wszystkie dogadywania co do mojej wagi i wyglądu. 


Co do postanowień:

Odżywianie:
1.
 Ograniczenie słodyczy. Wiadomo, że nie jestem w stanie wykluczyć ich całkowicie, nie chcę postanowić czegoś co jest niemożliwe do zrealizowania. Ale niech to chociaż będzie góra raz w tygodniu a nie np codziennie.

2.
Zrezygnuje z białego pieczywa i tak samo ogranicze ciemne pieczywo. A już w ogóle super gdybym całkowicie wyeliminowała pieczywo z jadłospisu.

3.  Zamienie jasny makaron i ryż na ten pełnoziarnisty - razowy. 

4. Będę zaczynać dzień od szklanki wody z cytryną, dla odporności i pozbycia się toksyn

5.  Zacznę gotować na parze. Już nawet kupiłam metalowe sitko :)

6. Chyba najważniejsze - przestane jeść na mieście. Przecież to żaden problem, przygotować sobie sałatkę do pojemniczka. 

ĆWICZENIA:

1.  W końcu, bez wymówek i marudzenia zapiszę się do fitness klubu! 

2. Wrócę do swojej codzienniej 15min rutyny : ABS i rozciąganie

3. Zacznę odkładać kase na rower/rolki na wiosne będzie jak znalazł!

4. Będę kontynuować poruszanie się po Krakowie pieszo, bez tramwajów czy autobusów. 

5. Zero windy i ruchomych schodów! No chyba, że mam przy sobie 20kg walizke. 


Nie są to rzeczy niemożliwe więc myślę, że podołam i tym razem nie poddam się po 15 dniach. Ah, jeszcze jedno postanowienie - Wrócę do raportów z moich postępów na vitalii, bo to mimo wszystko motywuje i daje kopa w tyłek. 


Jeszcze na koniec, moje aktualne wymiary (za wiele się nie zmieniło, całe szczęście!) 

Biust: 104
Talia: 83
Oponka: 94
Biodra z pośladkami: 101
Udo: 58
Łydka: 39
Biceps: 29


20 lipca 2013 , Komentarze (3)



Zaczynam widzieć pierwsze poważne efekty mojej pracy. Nie jakieś tam wyimaginowane centymetry, których nawet nie potrafię sobie wyobrazić tylko prawdziwe realne efekty!
Na pewno każda z nas ma w swojej garderobie ciuchy, które są o rozmiar a nawet dwa za małe. Przyciasne tu czy tam, są za małe ale i tak czekają w szafie na lepsze czasy. Ja mam u siebie pełno ciaśniejszych bluzek i dwie pary spodenek, jedne ledwo, ledwo, ledwo zapinałam. Ale wiecie, tak na bezdechu i nie było mowy o najmniejszym ruchu. Drugie - wchodziły mi tylko do połowy ud, nie było szans wciągnąć ich wyżej. Dzisiaj lekko stremowana spróbowałam i taaadaam! W pierwszej parze już spokojnie mogę śmigać a druga zatrzymała się ale już na tyłku. Mam motywacje żeby w końcu zapiąć te cholerne spodenki! (Jutro spróbuję eksperymentu z którąś z bluzek) Słuchajcie, dało mi to takiego niesamowitego kopa w tyłek! Już pieprzę to ostatnie mierzenie, niby widziałam, że coś ruszyło ale nie zdawałam sobie z tego sprawy tak czysto wizualnie. A tu trach, spodenki na tyłku! Niby taka głupotka ale jestem niesamowicie zmotywowana. Mam nadzieje, że do końca miesiąca uda mi się zapiąć guzik. Albo chociaż zamek.

Jeszcze jedna sprawa, ponad dwa tygodnie zdrowego trybu życia i zauważyłam sporo zmian w swoim organiźmie. Po pierwsze moja cera jest z zdecydowanie lepszym stanie, odkąd pamiętam zmagałam się z trądzikiem i błyszczeniem w strefie T. Teraz moja cera jest bardziej promienna, oczyszczona, sprężysta! Nie mówię, że trądzik zniknął całkowicie ale zostały tylko pojedyncze krostki, które mam nadzieje na dniach wyleczyć. Zwróciłam na to uwagę ponieważ znajomi i rodzina zaczęli chwalić moją buźkę więc pomyślałam "o ho! dzieje się!"
Po drugie mam w sobie cholernie dużo energii i pozytywnego myślenia. Wcześniej byłam ociężała, zła, drażliwa. Oczywiście zdarzają mi sie gorsze dni (np dwa ostatnie) ale różnice da się zauważyć. Mam siłe a przede wszystkim ochotę do działania.
Po trzecie zaczęłam myśleć w kategoriach "to jest dobre/złe dla mojego ciała" mój organizm już automatycznie reaguje na dany produkt. Jak do tej pory nie miałam jeszcze prawdziwego ataku głodu czy napadu słodkości. Mam nadzieje, że jeszcze długo mnie nie dopadnie, trzymajcie kciuki żebym wtedy nie zawiodła.
Po czwarte co jest najprzyjemniejsze - w końcu wracam do starej garderoby. Starej mam na myśli w normalnym rozmiarze. Wszystkie te naskładane rzeczy marnowały się przez tyle lat bo albo były zupełnie za małe albo źle leżały przez moje kilogramy.

Żałuje, że nie mogę się zważyć a jeszcze bardziej, że nie mogę zrobić zdjęć. Nie mam w domu wagi a aparat jest w naprawie. Jak tylko zdobędę oba sprzęty to wrzucę rezultaty.


no a jak minął dzień?

ćwiczenia:
 
Dzisiaj miałam w sobie wielką dawkę energii więc to był jeden z aktywniejszych dni. Najpierw godzina na rowerze. Kiedyś trenowałam kolarstwo więc rower to dla mnie czysta przyjemność. Po prostu uwielbiam! Wróciłam cała mokra ale od razu włączyłam Mel B. Zakładałam,że poćwiczę 30 minut ale zrobiłam dwa razy tyle. Kolejna godzina wylanego potu. Zresztą, Mel jest niesamowita! Ćwiczenia z nią to czysta przyjemność, ma zabawne teksty i fantastycznie motywuje! Po wszystkim pomagałam mamie plewić ogródek i biegałam za siostrzeńcem więc dosłownie cały dzień w ruchu. Uwielbiam!

jedzenie:


Jak zwykle nie miałam problemu, jedyne co mogę sobie zarzucić to to, że zjadłam dosyć sporą kolacje. Byłam okropnie głodna po tych wszystkich treningach.
Na śniadanie zjadłam muesli z serkiem homogenizowanym i świeżymi owocami (brzoskwinia, jagody, maliny) do tego wypiłam kawę z cynamonem.
Na drugie śniadanie przegryzłam marchewkę, obiad to fasolka szparagowa prosto z ogródka, moje ulubione danie ever! Zrezygnowałam z masła czy bułki tartej (moja mama ma w zwyczaju polewać fasolkę takimi cudami) Nie zdążyłam zjeść podwieczorku, właściwie chyba nawet nie byłam głodna - może stąd taka sycąca kolacja. Po 19 zjadłam dwie parówki z szynki, pół grahamki i miskę sałatki z pomidorów, ogórków i sałaty. Standardowo - zielona herbata i dużo wody w ciągu dnia.


To tyle, to był cudowny dzień!

19 lipca 2013 , Skomentuj



Nie wytrzymałam, musiałam się zmierzyć. Mimo tego, że zaplanowałam kolejny pomiar na 3 sierpnia, czyli dokładnie po pierwszym miesiącu przemian to zmotywowana siostrzanym "o kurde Ewka, nogi Ci zeszczuplały! " postanowiłam sprawdzić czy to co zmieniłam w swoim codziennym życiu cokolwiek daje. Plus od dwóch dni mam gorsze samopoczucie i wielka motywacja zaczyna się gdzieś ulatniać - nie było wyjścia musiałam sprawdzić!
Oto wyniki po 16 dniach zdrowego jedzenia i mniej lub bardziej regularnych ćwiczeń:
Biust:  100 / 100 ani drgnął! no jasna cholera, wielki biust to mój największy kompleks. Dałabym wiele żeby zmniejszył się chociaż o 10 cm. Najgorsze jest to bo zupełnie nie wiem jak się za niego zabrać. Możecie mi coś polecić? Czytałam, że osoby z nadwagą zazwyczaj borykają się z dużym biustem, który stopniowo "spada" razem z kilogramami. Mam nadzieje, że to prawda!

Talia: 89 / 84
Oponka na brzuchu: 98 / 94
Biodra razem z pośladkami: 103 / 100
Udo: 59 / 59
Łydka: 41 / 39
Biceps: 29/ 28

Nie jestem pewna czy mam skakać z radości, jestem dumna, że cokolwiek ruszyło i wydaje mi się, że zmierzam w dobrym kierunku. Oczywiście o ile teraz mocniej przycisnę i przestanę się nad sobą użalać. Analizuje wymiary i ruszyło wszystko oprócz nieszczęsnego biustu i uda. O uda się nie martwię, ostatnio dużo jeżdżę na rowerze, niedługo mam zamiar kupić rolki i ruszyć ze skakanką. Nogi prędzej czy później wrócą do normalności. Obawiam się o resztę...
Ale dosyć marudzenia, kończę notkę i zbieram się na trening. Mam dzisiaj w planach 45 min roweru, killer z Ewką i moja codzienność czyli ABS na brzuch i Mel B na plecy. Po wszystkim oczywiście rozciąganie.

Co dzisiaj jadłam?
Na śniadanie sałatkę ze świeżych warzyw i mozzarelli (pychota!)  Na obiad małą porcję łazanek i na podwieczorek owocowy smoothie, gdzieś pomiędzy wszamałam jeszcze arbuza. Nie mam pomysłu na kolacje, wrócę z roweru i coś wymyślę.

Trzymam kciuki za nas wszystkie!

19 lipca 2013 , Komentarze (1)



Miałam dzisiaj zdecydowanie gorszy dzień, prawda jest taka, że nadal mam. Jeden z tych co to chce się go w całości spędzić w piżamie z paczką czipsów i najlepiej 10 godzinnym maratonem filmów.

ćwiczenia?

jedyne co z siebie wykrzesałam to ABS na brzuch i 30 minut roweru. Resztę dnia spędziłam na czterech literach. Dodatkowo nadal mam zakwasy po górach więc potrzebowałam regeneracji. Trzymam kciuki żeby jutro dać z siebie 100%

jedzenie?

przynajmniej tutaj dałam rade. To zabawne, myślałam, że będzie mi ciężej ograniczać jedzenie niż ćwiczyć a okazuje się, że jest zupełnie na odwrót.
Pomimo wielkiej ochoty na coś niezdrowego i słodkiego nie poddałam się. Wybrałam jagodowe smoothie i arbuza. Oprócz tego na śniadanie zjadłam owsiankę z truskawkami i zupę pomidorową na obiad. Tak, jedzeniowo zdecydowanie dałam rade.


To nie był najlepszy dzień, na szczęście jutro zawsze można zacząć od nowa.

17 lipca 2013 , Skomentuj


(właśnie skasowałam cholernie długą notkę. Agrrhhhh no nic, muszę zacząć od początku)
Zanim przejdę do sedna, chciałam zamieścić filmik, który dzisiaj rano wrzucił na fejsa mój kolega. Filmik z gatunku tych mocno motywujących do działania. Osobiście jestem wielką fanką takich krótkich filmów, dają mi niesamowitego kopa do działania! Np dzięki takiemu Where the hell is Matt? zaczęłam podróżować i muszę przyznać, że idzie mi to całkiem nieźle. Wracając, filmik z rana:



aż sama mam ochotę krzyknąć I'm a champion!!!!
Link dodałam do zakładek, będzie niezbędny w słabszych momentach!

Filmik filmikiem, a mój dzień? Byłam podekscytowana już od samego rana. Wiedziałam, że mogę dzisiaj odstawić na bok ćwiczenie z Youtubem i samotne wylewanie siódmych potów bo umówiłam się z siostrą na aktywny dzień. (musicie wiedzieć, że moja siostra jest zapaloną sportsmenką i często zastanawiam sie czy aby ktoś nie podmienił mnie w szpitalu. Serio, wyglądam przy niej jak małe sumo) Po obiedzie ruszyłyśmy w góry, 1,5 godziny trekkingu zrobiło swoje ale żeby się dobić pojechałyśmy jeszcze na godzinę basenu. Cholera, już zaczynam czuć zakwasy!
Powinnam jeszcze zrobić swój codzienny rytuał : Abs na brzuch i plecy z Mel B, już miałam napisać "ale chyba jednak odpuszcze" miałam, ale napiszę SKOŃCZĘ TĄ NOTKĘ I BIORE SIĘ ZA BRZUCH. W końcu I'm a champion, nie?



a jedzenie?

Spisałam się. Na śniadanie jadłam jajecznicę z kurkami. Od jakiegoś czasu zamiast z trzech  jajek robię z dwóch i zupełnie mi to wystarcza. Nie rozumiem po co wcześniej zapychałam się aż trzema. Później był czas na kawę i marchewkę. ( nie potrafię zrezygnować z kofeiny więc zredukowałam dawkę do jednej filiżanki) Na obiad było kilka ziemniaczków, ogórek i gotowana pierś z kurczaka. Nie przepadam za ziemniakami, oduczyłam się ich jeść już jakiś czas temu ale z braku czasu stwierdziłam, że od czterech ziemniaczków wielka krzywda mi się nie stanie. Podobno raz na jakiś czas to nawet zdrowo. Pomiędzy trekkingiem a basenem siostra namówiła mnie na loda. Nie powinnam ale już za późno, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Zresztą wydaje mi się, że dzisiaj naprawdę nadgoniłam aktywnością fizyczną. Na kolacje zjadłam sałatkę ze świeżych ogródkowych warzyw. (tak, jestem tą szczęściarą co ma warzywa i owoce w ogrodzie)


Podsumowując? to był naprawdę udany dzień, już pal licho te zakwasy!
Notka niech się wgrywa a ja zabieram się za ABSy.

17 lipca 2013 , Skomentuj





Wszystko się zgadza, dopiero założyłam konto na vitalii, jednak moje wyzwanie trwa już 2 tygodnie. Słowem wstępu, moja przygoda z odchudzaniem to never ending story, słaba motywacja, brak chęci do ćwiczeń, zła dieta i w koło Macieju - pięć kilogramów mniej, po miesiącu dziesięć w przód. I tak w kółko, bez końca. Postanowiłam, że tym razem będzie inaczej, mam wiedzę, mam chęci. MUSI SIĘ UDAĆ. Zaczęłam dokładnie 3 lipca, odłożyłam na bok białe pieczywo, makarony, ryż, ziemniaki na rzecz warzyw i zielonej herbaty. Nie mówię tu o głodzeniu się, z doświadczenia wiem, że to nigdy nie działa. Mówię o nowych, zdrowych nawykach. Póki co idzie mi świetnie, mam to szczęście, że jestem wielką fanką wszystkiego co zielone i prosto z drzewa, sałatki mogę jeść tonami. Oprócz zdrowego jedzenia zaczęłam ćwiczyć, chwała Bogu za YouTube! Nigdzie nie znalazłam tyle cennych porad co tam. Nie wspomnę już o tym, że zdecydowanie lepiej ćwiczy się z "batem" nad głową. Żeby nie zanudzać - ważę dzisiaj 75 kg przy wzroście 168cm. Jestem małą toczącą się kulką. Moim celem jest 60 kg, mniejszy rozmiar ubrań i większa pewność siebie. Chciałabym w końcu poczuć się dobrze w swoim ciele!
Ten pamiętnik zakładam dla jeszcze większej motywacji i wiary w to, że osiągnę swój cel.


Mój dzisiejszy rachunek sumienia:

jedzenie:

Nie obyło się bez małych wpadek. Nie znalazłam jeszcze sposobu na to jak przestać jeść żelki, jestem żelkoholiczką i zdecydowanie potrzebna mi terapia. Nic nie poradzę - jak widzę napis Haribo to włączają mi się jakieś zwierzęce instynkty.

Z drugiej strony, jestem z siebie dumna. Jadłam zdrowo, zamiast uwielbianego makaronu z serem czy naleśników wybrałam zupę i owocowy smooth.

ćwiczenia:

Planowałam zrobić killera z Ewką jednak po 2 tygodniach te ćwiczenia zaczynają mnie najzwyczajniej w świecie nudzić więc ostatecznie zdecydowałam się na rower, ABS na brzuch i ćwiczenia na plecy z Mel B. (jak wspominałam - chwała YT!)

Dzień 14 - zaliczony!