Dziś skromnie, bo burza wisi nad moją małą wioską. W zasadzie nie moją, a moich dziadków. Chyba mnie diabeł podkusił, żeby zaczynać dietę na wakacjach u babci, ale postanowiłam i zdania nie zmienię. Karkóweczka i ciasto będą musiały przeboleć moją niechęć i odrzucenie.
Całe życie uważałam, że jestem gruba. To było.. naturalne i szczerze mówiąc nie wyobrażałam sobie siebie szczupłej. Czas zacząć, prawda? Powód mojego odchudzania jest głupi i jako osobie, która ma mieć w przyszłości ważny i odpowiedzialny zawód jest mi wstyd, ale chyba lepszy idiotyczny powód niż żaden. (mam taką nadzieję!)- mianowicie chodzi o faceta. Nie, nie o mojego faceta, ani o takiego, który mi się podoba. Nie chodzi też o to, że chcę go zdobyć, jak już będę szczupła i piękna. Chodzi o to, żeby mu pokazać, że mogę, że chcę, że potrafię. Chcę go kopnąć w tyłek z przytupem, małą, śliczną, szczupłą stópką. Może kiedys , jak będę miała więcej czasu opowiem Wam historię naszej małej wojny, trwającą już kilka dobrych lat. Żeby nie było- ten facet to nie mój wróg, choć pozostajemy w sferze uszczypliwości, to mój przyjaciel, ale taki prawdziwy, który potrafi powiedzieć "Byłabyś niezła, jakbyś schudła.". Więc chudnę!
Liczę na wsparcie, bo z motywacją u mnie krucho, a tuż przed moim domem (nie moich dziadów, moim) jest.. (werble- tamtadadam!)- McDonalds, KFC, pizzeria, kebab, cukiernia.. zwariować można! Jak otwieram okno czuje zapach frytek z fast foodów. Może to od tego zapachu ostatnio przytyłam.. ;)