Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Krótki raport - regeneracja + średnio
optymistycznie


Wykurowałam stawy, dzisiaj mogę już normalnie chodzić i śmigać po schodach bez bólu. Co ciekawe, w ogóle nie miałam zakwasów  ani bóli mięśni. Jedynie właśnie kolana i kostki, zwłaszcza w prawej nodze, i przy rozciąganiu bardzo ściśnięte tylne pasmo. Reszta spoko. 

Niestety dzisiejsze rozbieganie zakończyło się po 2 km, i to przebiegniętych na palcach. Uszkodziłam sobie "coś" w lewym śródstopiu, przy zewnętrznej krawędzi stopy. Nie wiem, jak i kiedy to się stało. W momencie normalnego stania a nawet nacisku na tą stopę nie czuję nic. Niestety w momencie pracy tego śródstopia - przenikliwy ból, podobny do pęknięcia czegoś w środku.

Żeby to była pęknięta kość - niemożliwe. Zero opuchlizny i bolesności przy bólu. Obstawiam nadwerężone mięśnie międzykostne (ludzie chyba też je mają?), które po prostu nie są w stanie utrzymać wystarczającego napięcia, żeby zapewnić dobrą stabilizację, i przez to np. nadwerężam sobie więzadło albo kości i czuję ból. Tak tylko obstawiam, wróżę z fusów. Niemniej jednak przerwa w treningach na ten tydzień, smarowanie Traumonem i kilometry na rowerze, żeby podtrzymać to, co wypracowałam.

Dieta leży. Tyle w temacie. No, może jeszcze tyle, że BED wróciło, a sumienie zostało w lesie. Zero wyrzutów, maksimum rozpusty. Pod tym względem się staczam.

Będzie lepiej. Musi.