spowodowana mianowicie jakimś wirolem paskudnym, który najpierw powalił mnie na kolana i zmusił do czułości z białym łazienkowym "wielkim uchem", a potem dodał do tego kolejne atrakcje w postaci niemożności przyswajania pokarmów stałych.
Poprawiło się o tyle, że wmusiłam w siebie porcję ryżu, żeby nie paść. I niestety na ryżu czekają mnie jeszcze dwa dni.
Chwilowo zatem mogę sobie tylko pomarzyć o pomidorach z cebulką albo parowanym bakłażanie... Ale to już niedługo, już w przyszłym tygodniu :)
A tymczasem wysączę kubek naparu z lipy.
motylek08
28 lutego 2012, 18:06powrotu do zdrowia życzę ;) mam nadzieję, że się polepszy do następnego tygodnia :))