Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Postępy są - widoczne!


Boli coraz mniej, pojawiło się za to dziwno-śmieszne uczucie swędzenia w okolicach lędźwiowych. Zobaczymy co pani doktor na to powie.
Chodzę coraz ładniej, podpieram się tylko jedną kulą i idzie mi to całkiem sprawnie. Jeszcze tylko nie bardzo opanowałam sztukę przenoszenia zapełnionych naczyń w tym stanie, zatem posiłki jem w kuchni przy szafce. Do przeżycia ;)
Na śniadanko był jogurt naturalny bio z płatkami owsianymi, teraz w ramach lunchu dwa solidne plastry ananasa - mam na skubańca ostatnio ogromną ochotę!
Do tego odstawiłam dziś najsilniejszy lek przeciwbólowy. Wczoraj źle się po nim czułam, więc zostawiłam tylko lżejszy, przeciwzapalny i rozluźniający. I daje rade! Bomba :)
Nie mogę się już doczekać powrotu do sprawności umożliwiającej chodzenie na spacery. Masakra tak leżeć w łóżku :/ w ogóle odnosze wrażenie, że to leżenie wcale mi nie pomaga, a wręcz nasila dolegliwości - o niebo lepiej jest jak wstanę i choćby to kibla pójdę.
W związku z tym popełnię dziś eksperyment pt: ubiorę się i popołudnie spędzę w pozycji jeno półleżącej a nawet postaram się pokręcić nieco po mieszkaniu i - uwaga, szaleństwo będzie  - nastawię pranie! Kucanie i wrzucanie ciuchów do pralki będzie zapewne przedstawiać widok dość ciekawy :P dobrze, że nikt tego nie zobaczy :)
Później zrobie i wrzuce foty w kiecce, co do których się odgrażałam w poprzedniej notce.
No. To czas się ubrać... :)