Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Jak rzuciłam słodycze...


Słodycze były ze mną odkąd pamiętam. W takiej ilości jakiej mi się podobało. I odkąd pamiętam byłam grubsza niż inne dzieci. Będąc nastolatką pojawił się w mojej głowie pomysł, że schudnę. Jednak to było zawsze "od jutra" (pomijając epizod diety 1000 kcal, na której wytrzymałam 5 dni - nigdy potem do niej nie wróciłam). Wracając do słodyczy, lata mijały, a ja twierdziłam, że nie mogę się rozstać z tym smakiem. Co więc się stało, że je rzuciłam? Wpływ miało kilka czynników, zacznijmy od początku:

1) Mieszkając w akademiku, pewnego dnia skończył się cukier. Ja używałam go do dużo - słodziłam po 2 łyżeczki do herbaty, chciałam kupić następne opakowanie z racji tego, że używałam go aż tyle. Ale moja współlokatorka stwierdziła, że kupi. Za każdym razem jak szła do sklepu, to o nim zapominała, a ja się też nie upominałam. Po prostu najpierw zaczęłam pić herbatę zwykłą gorzką. Ale długo nie wytrzymałam z takim smakiem herbaty, więc zaczęłam kupować do niej cytrynę. Stwierdziłam, że taki smak jest już dużo lepszy. (Słodziłam herbatę tylko jak jeździłam do domu, albo jak byłam u kogoś. Później się odzwyczaiłam zupełnie). I tak już zostało, cukru nie kupiła żadna z nas, a ja piłam już tylko herbatę z cytryną. Obecnie nie pije ani z cukrem, ani z cytryną, tylko żurawinową albo próbuję co jakiś czas jakichś nowych smaków. Takie herbaty bez cukru są dla mnie jak najbardziej ok : ) Poza tym, piję dużo wody, tyle ile nigdy wcześniej.

2) A jak udało mi się zapanować nad słodyczami? Pierwsze co zauważyłam to to, że jak kupuję słodycze, które mi bardziej smakują, to jem je w jeden dzień. Więc z początku zaczęłam zamieniać czekoladę mleczną jogurtową (moją ulubioną), na najtańszą czekoladę z Polo. Tą najtańszą czekoladę zjadałam już nie w dzień, ale w cały tydzień. I zamieniałam tak wszystko - uwielbiałam wafelki czekoladowe, nie przepadałam za śmietankowymi. Śmietankowe jadłam cały tydzień... Było to jednak małe zwycięstwo, bo jadłam słodycze w mniejszych ilościach... Miałam w głowie to, że muszę skończyć ze słodyczami całkowicie, ale nigdy nie było na to odpowiedniego momentu, aż pewnego dnia...

3)... pewnego dnia poszłam z koleżanką na koncert. Moja koleżanka jest bardzo ładna i szczupła. Moja koleżanka zabrała też naszą, drugą koleżankę - również bardzo ładną. Moje koleżanki jednak nie traktują muzyki tak jak ja, ale zarzekały się, że chcą ze mną iść. Około trzeciego numeru po ich minach widziałam, że się nudzą, ale same chciały. Wypatrzył nas nasz kolega. Podszedł i zaczął podrywać, to jedną, to drugą. Mnie nie. Poczułam zazdrość, nie o tego kolegę ani koleżanki, a w sensie takim, że pomyślałam "to mi się nigdy nie przydarzy, nigdy się nie zakocham z wzajemnością". Może absurdalne, ale ta myśl do mnie przyszła i nie chciała opuścić. Tak, wiem, nie ocenia się książki po okładce. Ale moje kilogramy, to moje kompleksy i dlatego jestem nieśmiała... Ale brakowało mi motywacji żeby to zmienić. Albo nie byłam gotowa. Nie wiem, musiałam dorosnąć. Na koncercie, dużo nie brakowało, żebym się załamała (pomijając to, że oni ciągle gadali, zagłuszając mi melodię i teksty, czego nie cierpię na koncertach). Po koncercie mówię, że wracam autobusem. Nasz kolega, że nie, jedziemy taksówką, on płaci. Zgodziłam się. Moje ponure myśli dobił pan taksówkarz, który stwierdził, że najgrubsza powinna siedzieć z przodu, a kolega z tyłu, na środku między dziewczynami. Wróciłam (moje koleżanki zostały z kolegą), poryczałam się i obiecałam sobie, że się za siebie wezmę. Nigdy więcej takiego komentarza pod moim adresem. Zmniejszałam ilości słodyczy z tygodnia na tydzień, aż doszłam do zera. Tak samo skończyłam z fast foodami, chipsami i innymi pysznościami. Chodząc po sklepach, czasem się złapię, że chcę je włożyć do koszyka. Ale po chwili, przypominam sobie dlaczego ich nie chce jeść i myślę jak się czułam po zjedzeniu dużej ilości na raz (ulubione ciastka i czekolada w jeden dzień? żaden problem). Nie mówię, że nigdy do nich nie wrócę, wszystko jest dla ludzi, ale nie w takich ilościach.

Teraz się uczę i poznaję, co ma puste kalorie, co ma ich dużo, a co mało. Jak właściwie stosować redukcję i jak liczyć makroskładniki... Kiedyś myślałam, że ze słodkim i wszystkim innym, co jest pyszne, trzeba zerwać z dnia na dzień. Teraz wiem, że wszystko wymaga czasu - to proces. To nie było to, że nie miałam silnej woli, ale organizm się przyzwyczaił, i trzeba było go oduczyć. I odkrywam na nowo, co lubię np. nigdy bym nie pomyślała, że lubię aż tak cynamon. Albo że omlety z cebulą i pomidorem są tak dobre :)

Tamten koncert może nie był najlepszy na jakim byłam, ale na pewno najpożyteczniejszym.

Jeżeli ktoś to przeczyta i znajdzie w tym choć odrobinę motywacji do działania, to będę szczęśliwa z tego powodu :)