No i nadszedł dzień ostateczny. Czas wziąć się do ostrej pracy. Wczorajszy dzień był średni. Po nieudanej nocy sylwestrowej ciężko się pozbierać. Dzień na zmianę przepłakiwałam, albo przesypiałam. Po 17 ruszyłam tyłek na spacer. Nic więcej nie byłam w stanie zrobić. Na szczęście, wyprostowałam wszystko przed nocą. O 2 poszłam spać z uśmiechem na ustach. Nie powiem co się stało, powiem, że miłość wymaga wielu poświęceń i dostarcza tyle samo radości, co i bólu.
Pod względem diety nie ma się czym chwalić. W miarę nieźle, jeśli patrzeć na pory i wielkość posiłków. Zdecydowanie źle, patrząc na jakość. Musli z mlekiem, kawałek sernika, krokiety i barszczyk, kawałek sernika. Przynajmniej 4 posiłki, więc nie jest najgorzej. Dziś powinnam już poćwiczyć tak, by wylać z siebie z litr potu. Czuję, że nic mi z tego nie wyjdzie, bo krótko spałam i nie mam siły. Plan jest więc taki, by się zdrzemnąć, a potem próbować wykrzesać z siebie energię:) Do zobaczenia później!
SkinnyLove
4 stycznia 2012, 23:01dziękuję i wzajemnie! :) POWODZENIA :))