Jem jabłko. A na co miałam ochotę? Na chleb z pasztetem. Czyli małe zwycięstwo:)
Rano wyruszyłam na bieg. Było gorąco, myślałam, że się usmażę, albo uschnę. Tak strasznie mi się chciało pić... Jakoś dotoczyłam się do domu, zrobiłam brzuszki, rozciągnęłam się i koniec. Codzienna dawka sportu przyjęta. Nawet nie wiecie, jak przyjemnie było, mimo tego upału, temperatury, zmęczenia, mimo, że słońce świeci prosto w oczy. Czuło się radość, zadowolenie, satysfakcję. Szkoda, że nie mam nawyku systematycznego biegania, bo leń w tyłku siedzi ogromny. Jednak pracuję nad tym. Wiem, że bieganie przynosi efekty, bo nawet u mnie da się je zauważyć, a biegam raz, albo dwa w tygodniu. A gdybym robiła to ze 4 razy, to by dopiero był sukces! Już bym była na końcu swojej odchudzającej drogi. Dlatego polecam Wam. Na początku nie jest łatwo, ani przyjemnie, kiedy kondycja słaba. Ale później... Warto, naprawdę warto.
Teraz taka chwila, na przemyślenie. Rok temu ważyłam więcej. Może kg, może dwa, a nawet trzy. Przez ten czas mogłam zrzucić o wiele więcej. Jednak dla mnie jest już dużym sukcesem sama tendencja spadkowa. To pierwszy raz od wielu lat, kiedy mogę powiedzieć-ważę mniej, niż rok temu. Pamiętam, że we wrześniu, trochę przed wyjazdem na studia, ważyłam dokładnie 69.6. Teraz mamy ledwie początek maja, a ja ważę mniej. I mam jeszcze trochę czasu, żeby dalej bić swoje rekordy i zbijać wagę. Co będzie łatwiejsze, gdy za oknem słonecznie i ciepło, gdy można wyjść na rower, czy rolki, niedługo też popływać nad jeziorem. Co więcej-będziemy mieć dostęp do świeżych warzyw i owoców, po niższej cenie, a więc wystarczy je jeść. Wiosna i lato to najlepszy czas na odchudzanie. Trzymam za Was kciuki i za siebie, bo do lata coraz bliżej:)