Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
śliwka w niedzielę. + edit


Dziś powrót na rowerek. Mój zadek chyba się nie cieszy z tego powodu. Może podłożę poduszkę i jakoś zaliczę godzinkę na poziomie piątym.

Niedziela, czyli obiadek w rodzinnym gronie. Czyli niestrawność z powodu wątów matki. Czyli arcysuchy kurczak z rozgotowanymi pyrami i surówką ze słoika. Czyli zadowolę się bułką ze serem pleśniowym.

Do juterka cukieraski.

-edit-
No, matka nie potrafi gotować, bo nigdy tego nie robiła. Zawsze gotowała babcia, a od kiedy biedaczka choruje, gotuję ja. Ale zawsze, kiedy przyjeżdża ojciec, matka pragnie się przed nim popisać i pokazać, jaka to z niej zajebista gospodyni i oprócz przypisywania sobie moich zasług,  piecze tego nieszczęsnego kuraka (a raczej spieka na wiór). Najśmieszniejsze jest to, że z zawodu jest cukiernikiem, a od lat się nie splamiła zrobieniem domowego ciasta. Nawet na święta kupuje wypieki wszelakie.
  • lily93

    lily93

    29 grudnia 2013, 11:12

    ja tez wyjątkowo nie toleruje kuchni mojej mamy :P Może zrób sama sobie jakiś pyszny obiadek, nie musi być to byłka z pleśniakiem :) Pozdrawiam :)