Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
1.


jutro ważenie aż boję się, co moja waga pokaże tym razem. Nie to,żebym oszukiwała , nie nie,ale zawsze przed ważenie boje się czy zobaczę ujemny wynik czy dodatni. Ja nie wiem,czy te moje podłogi są aż tak krzywe,ze w każdym miejscu jest inna waga czy waga zepsuta. Dziś,niestety,ale nie ćwiczyłam a byłby to 4 raz z rzędu.  Zdrowie troszkę zaszwankowalo i spędziłam dzień na NNR - czyli NicNieRobieniu- oprócz tego,że zaprowadziłam synka do szkoły, poszłam na wizytę do lekarza,gdzie spędziłam prawie godzinę, bo opóźnienia były, poprasowalam,zrobiłam obiad dla M. I maluchów i Ogarnęłam z wierzchu chatę, to.... tak,nic nie robiłam. Jutro postaram się wskoczyć w dresiki i spalić troszkę tłuszczyku, jak nie do południa to po południu.  Skupie się na mięśniach brzucha,bo to,co z niego zostało po dwóch porodach wola o pomstę do nieba. I ciągle sama się siebie pytam- jak mogłaś się tak zapuścić? ! (szloch)(szloch)A no,mogłam.  Nie musiałam, ale tak wyszło.  W obu ciążach przytyłam po 20 kg i miałam straaaaasznie wielki brzuch. I pewnie zostanie mi taka piłka sflaczala juz na zawsze,chociaż wolałabym nie. Nie sądzę by udało mi się wyćwiczyć do poziomu kaloryfera,bo ta skóra juz zostanie pewnie taka już i o założeniu bikini w lato będę mogła zapomnieć. Ale jedno jest pewne:bez walki się nie poddam. O co to,to nie. :<