Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
tralalala


jak mnie wkurza ten tytuł, którym trzeba zacząć... co ja mam dać? mądre zdanie? kwintesencję tego, co będzie poniżej? zabawną grę słów? stresuje mnie to cholerstwo na początku i tyle! A ominąć nie można.

Waga moja spadła, tzn doszła do tego, co było wcześniej, bo kilka dni podskoczyło. Choć jestem karna jak wzorowa uczennica. Dostałam okres, może powód. Ja z okresem mam cuda, bo mam wkładkę. Już drugą. Przy pierwszej okresu nie miałam, co normalne podobno. Przy drugiej miałam niestety. Teraz poszłam do ginekologa, była zdziwiona, że jednak go mam i nie wiem, czy to jej gadanie, czy mi tak "wymieszała w środku", że nie przyszedł, gdy miał być. No ale jest, z duuuużym opóźnieniem.
Może więc na niego zrzucić zastój i małe skoki wagi w górę, nie wiem. Czegoś się chcę uchwycić, bo lubiłam (jak pewnie każdy) choć deko mniej widzieć hehehehe

Kicia pisze "sprawdź wymiary". No kurczę, czekam aż pewien osobnik wyjdzie z domu, bo mi się tu kręci i będę mierzyć.

Wstałam późno dość, wciagnęłam pól grahamki, bo napisali, by zjeść małą, a ja chyba miałam taką normalną, a nie małą. No więc te pól grahamki z chudą szynką i szklankę kefiru. Każą jeszcze jabłko, ale ja już po kawie, jeszcze mam kubek zielonej herbaty i na to jabłko już nie mam miejsca. Choć powiedziałam sobie, że będę jeść jak napisali, bo może jak jem mniej, to coś nie działa i dlatego ta waga stoi. Bo w zeszłym tygodniu jadłam mniej niż napisane, zazwyczaj pomijałam soki różne, czasem owoce, albo jak kazali zjeść dwa kiwi, to jadlam jedno. Marudzę heheh czasem mi się włącza tryb marudzenia, wiem. Ale ja tak sama przed sobą, na zewnątrz niekoniecznie, a jak tak piszę, to jakbym gadała sama z sobą
No dobra, zjem to jabłko, mam jedno malutkie. Niech będzie jak pani dietetyk wymyśliła.


Kupiłam hula hop, tzn to sie nazywa teraz "obręcz treningowa" bodajże I pamiętając chwile z dzieciństwa, ruszyłam ochoczo do boju, a tu dupa, to nie jest takie proste, ale już idzie mi lepiej. Lepiej oznacza, że nie spada po sekundzie hehehhe Osobnik kręcący się po domu stwierdził, że jest ciężkie i rzeczywiście trudno, bo się na początku podłamałam. Zaufałam mu, zna się chyba na sporcie, stawia te swoje złote puchary, na których gromadzi się kurz. No i kręcę, spada, kręcę, spada. Ale pot leci, więc samo schylanie się, by podnieść to dobre ćwiczenie