Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
"Jestem za gruba" - przyczyny w ilości sztuk 3.


Dopiero teraz dotarłam do kompa :| 
Chciałam napisać coś, co chodzi mi po głowie od pierwszego zalogowania się do Vitalii. Zauważyłam, że większość z nas (albo na takie pamiętniki trafiam) to osoby z BMI w normie albo nieco tylko ponad. Ja sama mam BMI prawidłowe jak najbardziej i nawet się nie zbliżyłam do granicy nadwagi. I co? Ano to, że wszyscy mamy problem "jestem za gruba/y". Myślałam o tym, rozmawiałam wielokrotnie z przyjaciółmi i wiem, skąd to się bierze. Mam zaburzone postrzeganie własnej osoby - ktoś z BMI 19 dla mnie jest już (przepraszam) chudy a jednocześnie mi osobiście marzy się waga 53 kg, co daje właśnie 19 BMI. Przy 55 kilogramach będę mieć 20,2 BMI. I OCZYWIŚCIE chciałabym ważyć mniej! Ktoś inny dla mnie może wyglądać dobrze, ale ja przy tych samych "parametrach" wyglądam według mnie źle. I w drugą stronę - uważam, że ktoś jest za szczupły, ale ja nie, ja jeszcze mogłabym zrzucić... Stosuję inną miarę do siebie i do reszty. To jest chore... Nie mówię tu oczywiście o przypadku, kiedy zmiana wagi jest konieczna ze względu na stan zdrowia - to jest zupełnie inna bajka. Mówię o tym, że jestem w normie i - obiektywnie - wyglądam całkiem całkiem - a dla mnie mój wygląd staje się porażką...

Drugą przyczyną (powiązaną zresztą z powyższą) takiego stanu rzeczy jest fakt, że niestety w moim towarzystwie po prostu wypada się odchudzać. Brzmi paskudnie? Ano. I nawet usłyszałam głosy sprzeciwu, że nieprawda "NIE WSZYSTKIE się odchudzają". Ale zdecydowana większość z nas ma film i coś z wagą robi! Albo chociaż sobie pogada i ponarzeka :) Albo ogłosi wszem i wobec, że "mnie to gila, jest mi dobrze tak, jak jest" - i powtórzy to parę razy, żeby przypadkiem nikomu nie umknęło. Ja sama długo nie miałam problemów z "jestem za gruba". Ale jeżeli moja przyjaciółka, która wygląda dokładnie jak ja, jest nieszczęśliwa, bo "jest gruba" i gada o tym na okrągło - to powiedzmy sobie szczerze - niewiele osób nie zaczęłoby myśleć, że "skoro jesteśmy takie same a ona uważa, że jest gruba, to pewnie i ja też, bla bla blaaa". No to zaczęłam tak myśleć. A w tamtym okresie ważyłam jakieś 54 kilogramy :P Pięknie?

O tym, że obecnie chude jest piękne (Ponoć coś się w tym temacie zmienia. Nie wiem, ja nie zauważyłam) nie będę nawet pisać. I o tym, że ekspedientka obrzuciwszy mnie Specjalnym Spojrzeniem Numer 8 mówi "ale przykro mi proszę pani, spodenki na manekinie to rozmiar 34". Ktoś te manekiny projektował... Dla kogo? Osobiście znam jedną osobę, która nosi 34/32, ale to przypadek "w drugą stronę", to dziewczyna, która nie może przytyć.

Na koniec jeszcze parę słów o babeczkach, które mają BMI poniżej normy i jeszcze chcą schudnąć. Po pierwsze: doskonale Was rozumiem, też mam taki film ;) Po drugie: racjonalnie patrząc, to zupełnie bez sensu - nie ma się kobiecych kształtów, jest wiecznie zimno, jest problem z ciuchami (nie wszystko kupi się w sklepie z odzieżą dziecięcą) i ludzie podejrzewają o anoreksję. Po trzecie: może ktoś wie, na czym polega i jak działa opcja "zgłoś anoreksję lub bulimię"?

Reasumując: oprócz walki z moją wagą (jak zaczęłam, to i skończyć wypada) zaczynam walkę z własnymi urojeniami :) Trzeba chyba siebie w końcu polubić i zaakceptować. Nawet, jeżeli ma się miszelina na brzuchu zamiast krateczki :)

I tym optymistycznym akcentem kończę moje noce przemyślenia.
Dobrej nocy :)


  • Koncowa

    Koncowa

    13 czerwca 2007, 09:36

    no tak, celnie zredagowałaś i usystemowałaś swoje (i nasze) paranoje, ale nawet jeśli mniej lub więcej zdajemy sobie z tego sprawę to i tak w kwestii odchudzania się nic nie zmieni, bo: próżność mamy w genach, martwimy się jak jesteśmy postrzegane, jesteśmy niedowartościowane przez siebie same. Różnica jest tylko taka komu to niedowartościowanie zawdzięczamy: rodzinie czy partnerom, czy życzliwym "przyjaciółkom", czy też wyjątkowo słabej i pokręconej psychice. Przyjdzie taki moment kiedy fizyczność, cielesność nie będzie już taka ważna i po jakimś kryzysie spowodowanym tym, że w końcu zauważymy że się człowiek starzeje i po prostu "sypie" i być może po jakichś desperackich liposukcjach, poszukiwaniach młodszego kochanka= potwierdzenia atrakcyjności, bądź szleństwach z odchudzającymi pillami bądź na siłowniach i fitnessach, każda prędzej czy później zrezygnuje. No tak ale na razie walczmy dla dobra własnej samooceny i samopoczucia. A pisząc o koleżance, która non stop jest gruba, myślę, że jej narzekań nie trzeba traktować poważnie. Nie słyszałam chyba nigdy, żeby była zadowolona ze swojej wagi nawet w sowich najlepszych okresach - tak już ma, ale to temat na zupełnie inną stronę :))) Buziaczki Dumna Biała Duża Kobieta

  • gudelowa

    gudelowa

    13 czerwca 2007, 08:29

    wielki buiaki dla Ciebie Madziu!!!! masz rację :( ja pamiętam naszą zmorę kopenhaską - obie wtedy ważyłyśmy wcale nie za dużo!!!! i po diecie wcale nie było jakoś piękniej - z tym małym wyjątkiem, że po takich głodówkach ja przytyłam 12 kg :( a potemm poszło już z górki i zamiast mojej stałej wagi 57-60 mam teraz 67-70 :( trzeba było wtedy zapisać się na ćwiczenia i byłoby pięknie. ???? mam rację prawda? no ale cóż mądry Polak po szkodzie, teraz muszę się katować dietą, żeby nie miec nadwagi - bo ją niestety mam! nie chcę ważyć 50 kg (tyle ważyłam po śmierci W. nawet 49kg)... pewnie w trudach doszłabym do takiej wagi ale, wtedy mogę zapomnieć o "cyckach", które Much tak bardzo lubi, a skoro podobają się mężowi .... to co tu narzekać ;) Twój WSZPM też coś wspominał o "krągłościach" .... buziaki wierzę, że dasz radę miłęgo dnia! ig

  • min10kg

    min10kg

    13 czerwca 2007, 02:01

    hehe... trzeba sie zaakceptowac, bo wtedy i inni nas zaakceptuja!! tzn majac wiare w siebie rosniemy w swoich oczach i jestesmy pewniejsi siebie... mozna udawac:P