...kłębią mi się w głowie. Nie mam nad nimi władzy, robią co chcą. Płyną, zjawiają się, znikają, by znów się pojawić. Chciałabym je jakoś uporządkować, zapanować nad nimi. Część zostawić. Część wyrzucić. Do części się za nic nie przyznam...
Nie wiem, co się ze mną znów dzieje. Zaglądnęłam głęboko w siebie i wcale mi się nie spodobało, co zobaczyłam. Znów uciekam przed czymś, coś mnie goni. Coś, czego się boję.
Czy to kwestia stresu i zmęczenia? Być może. Urlop wydaje mi się straszliwie odległym wspomnieniem. W pracy pozornie spokojnie, choć na brak roboty nie narzekam. Niby cisza a ja czekam na bombę - coś wybuchnie, coś się stanie, coś przeoczyłam o czymś zapomniałam...
Oprócz tego 31 sierpnia kończy pracę moja Madzia. I mam mieć nowego współpracownika. Niby jest ok - Madzia ma nową (daj boziu) lepszą pracę. A i nowego pracowego kolegę znam - sama mu powiedziałam, że szukamy pracownika, ale... No właśnie - to chłopak mojej przyjaciółki. Czy będę umiała odzielić życie prywatne od zawodowego? Do tej pory chyba mi się udawało - przyszłam do firmy jako pomoc koleżanki ze studiów... Czy nie będzie to problem, że będę jego szefem? Problem zarówno dla mnie, jak i dla niego? Czy uda mi się oddać mu część mojej pracy, czy zostanę sama z całością a jego mi "podkradnie" mój bezpośredni przełożony, który ma w planach coraz więcej zadań dla niego?
Czy może coś poza pracą? W domu? Pewnie decyzja, że się startujemy z budową w przyszłym roku też musiała mieć wpływ na mój obecny stan. Chociaż załatwianie pozwoleń, papierów, kredytu, ekipy i sama-nie-wiem-czego-jeszcze w zdecydowanej większości wziął na siebie WSzPM to jednak trzeba wybrać się po zaświadczenia do US, czy ZUS, czy kadr, brrr..... Niby nic. I jest jeszcze sporo lęku. Jak sobie poradzimy finansowo? Czy nie będzie problemów najpierw podczas załatwiania kredytu a później podczas jego spłaty? Czy rozsądnie wszystko zaplanujemy w nowym domu? Czy nie będzie kłopotów z budową? Chyba nie chcę jednak o tym myśleć...
Czy coś oprócz przyszłej budowy? Chyba tak. Tęsknię za mężem. Mam coraz bardziej dosyć jego nieobecności, wieczorów wypełnionych książkami, tygodnikami, Vitalią i BBC Prime. Ani najwspanialsi na świecie przyjaciele ani rodzinka ani grono fajnych znajomych nie zastąpi mi obecności Maćka - choćby sobie tylko siedział w pokoju obok i grał / oglądał film / dłubał w interku. Byle był obok.
Czy coś jeszcze? Jest jeszcze coś, a i owszem. Ale napisałam już i tak wystarczająco dużo i sama nie wiem, czy nie za dużo.
Dziwnie. Chyba jednak wolę, jak moim problemem jest, że mam 63 kg zamiast 55 kg... Mam wtedy cel. Realny cel, którego osiągnięcie zależy tak naprawdę tylko ode mnie. Nie od urzędnika / pracownika banku / lekarza, nie od genów / hormonów / bozia-wie-czego-jeszcze, nie od splotu okoliczności a od mojej silnej woli i pracy.
A może to pełnia księżyca tak na mnie działa?
Idę wyczochrać kotki i zapewnić je, że są najśliczniejszymi , najukochańszymi i najwspanialszymi czarno-białymi i burymi stworzeniami świata :)
Dobranoc.
sffeter
29 sierpnia 2007, 11:52czarne mysli maja to do siebie ze ciężko je wymieść niestety. Wiem coś o tym. W sumie regularnie zaliczam doła, chociaż niby z zewnątrz by sie wydawało, ze przecież powinno mi byc tak wspaniale, ze nie mam pytań. Przede wszystkim stres jest przyczyną i przepracowanie. Na pewno jak już będziesz mogła się przytulić do WSzPM i jak uda się Wam z małym bejbisiem będzie o niebo lepiej!! Trzymam kciuki!! Czekolada działa pozytywnie :)
gudelowa
29 sierpnia 2007, 09:39zakpoujemy dołek! Ja wierzę, że się Wam uda z wszystkimi sprawami ... z tą konkretną też! wiem, że to żadne pocieszenie, ale dla mnie urlop wydaje się być tak odległy w czasie, że juz myślę o następnym. :( trzymaj się dziewczynko! my jesteśmy z Tobą! ig
ako5
29 sierpnia 2007, 09:28wzięło Cie na refleksje....Ale nie ma sensu zamartwiac sie na zapas....W swoim uz prawie 41-letnim zyciu miałam rózne sytuacje. jak człoweik zaczyna dorosłe zycie we własnej rodzinie, to oprócz radosci są tez kłopoty i problemy...Wiadomo, odpowiedzialność....Obydwoje jesteście młodzi, pracujecie, wiec na pewno dacie sobie rade. Wiem co móie , kredyty, utrzymanie domu i inne zobowiazania mobilizuja i daja powera....Przynajmniej my z mezem tak mamy....Nie jest nam lekko, ale zawsze jakos tak optymistycznie do wszystkiego podchodzimy...Moze czasami nawet zbyt lekkomyslnie ( tutaj siebie mam na mysli), ale trzeba miec jakas radoche w zyciu...Bo wtedy człowiek wie, do czego chce dazyc:)Boszsze..., ale sie nawymadrzałam:))) Buziaki Ala Ps. na zabiegu byłąm w Aguaparku, polecam:)))
izunia2007
29 sierpnia 2007, 02:47Oj,chyba tu kogos wzielo na zwierzenia...Czasem wtedy lzej na duszy.Prawda jednak jest taka,ze na jedne rzeczy mamy wplyw a na inne nie.Napewno wszystko pouklada sie po twojej mysli-trzeba tylko w to mocno wierzyc.Pozdrawiam cie serdecznie!
Desperatka75
29 sierpnia 2007, 00:37że jestes najwspanialsza pania i wszystko Ci się uda! :-) Głowa do góry! Buźka!
calineczkazbajki
28 sierpnia 2007, 23:52a na stres najlepsze jest miłe spojerzenie :)) myśl pozytywnie ale realnie :) raczej tak a nie raczej nie :))