Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Do bólu głowy można się przyzwyczaić...


...wiem coś o tym - boli mnie w końcu już dziewiąty dzień. Ale nic to, wchłonę ibuprofen, zagryzę pseudoefedryną (albo i efedryną), dołożę loratadynę i będę mieć spokój na klika godzin.

A poważnie - byłam wczoraj u lekarza i dostałam te same leki, co brałam plus jeszcze ACC na rozrzedzenie wydzieliny (fuuuj...) i zalecenie pójścia na saunę. Bo zdiagnozowałam się na zapalenie zatok a poani doktor potwierdziła. Chciała dać ketonal i L4, ale pogardziłam - na jedno jestem uczulona a drugie się nie przyda, bo ani nie poleżę w domu (jak ostatnio) a jeszcze dostanę za to 80% wynagrodzenia. Co to to nie - pochoruję sobie na siedząco w pracy :)

Wojtas dalej nam kaszle - zapalenie oskrzeli ciągnie mu się czwarty tydzień. Bierze leki i jest lepiej a później albo mamy Dżezi na weekend albo wpadną Rodzice z Plutem (ostatnio byli już bez psiura :() albo my pojedziemy na obiad do Mamy Eli a tam są cztery koty. No niestety - psy i obce koty uczulają Wojtusia i charczy i się dusi :( Jak ja powiem mojej Siostrze, że nie będę mogła jej pomóc z Dżezką, to nie wiem - ale przecież nie zafunduję dzieciakowi astmy? Muszę pogadać z Tatem, może na weekendy (kiedy Agi nie ma a opiekunka ma studia) jednak oni by brali Dżezę. Mogę przyjeżdżać i wyprowadzać tudzież karmić - ale u nas w domu to słabo to widzę. Niestety, nawet tak mały i bez sierści (a z włosami) pies robi qq oskrzelom mojego synka :(

Tak jeszcze w kwestii chorób - Gajolowi wykupiłam te same leki co i mi, bo też niedomaga, ale do lekarza OCZYWIŚCIE nie pójdzie. Na siłę nie zaprowadzę (dzieciaka bym wzięła pod pachę...), mogę jedynie drzeć łacha, że "miodziku" podam (ale co mi to da?) albo kupić leki. Co prawda obiecałam sobie, że następnym razem będzie lekarz, ale jak przyszło co do czego, to stuliłam uszy i nic nie robię. Bo się boję, że się wkurzy... Pogięło mnie dokumentnie - bo ostatnim razem zostałam sama z chorymi dziećmi i jeszcze chorym chłopem na dokładkę a wniosków jakoś nie wyciągam. My fault.

Tak znów wracając do chorych dzieci - tak, Zosiak też ma gile do pasa. Ale bez gorączki i niemal bez kaszlu, to do przedszkola lata. Fajne to moje dziewczę - rozgadała się ostatnio, rozśpiewała i roztańczyła :) Przedszkole na maksa dużo daje!

 

Chciałam wkleić zdjęcia z telefonu - i Zosiaka i Wojtuli (siedzi sam w krzesełku! :)), ale co podłączę telefon kabelkiem do kompa, to mi się komp resetuje (to mój drugi wpis, poprzedni mi wcięło...)

 

Z rzeczy przyjemnych - przenieśliśmy Zochacza do nowego pokoju (ma piętrowe łóżko, nowe szafki i "windę" - czyli szafę, do której namiętnie się chowa i udaje, że jeździ w górę i w dół :D czekamy jeszcze na biureczko i musimy kupić jeszcze do niego krzesełko) a Wojtusia do pokoju po Zosi i odzyskaliśmy sypialnię. Będę w końcu mogła poczytać przed snem :):):)

 

Zdjęcia z telefonu oraz zdjęcia z 80 urodzin Dziadka Bronka wrzucę next time :)