Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Po echokardiogramie dzieciarów...


...uspokoiłam się znacznie :) Oboje mają zdrowe serduszka. Wojtuś - tak jak i poprzednio na USG - rozanielony, rozkoszny i zachwycony badaniem. Nie wiem, czy chodziło o żel, który być może koi swędzącą skórę, czy łaskotanie podczas badania (gdy go dinksem do USG lekarze miziali), czy o półmrok i pobłyskujące USG/Echokardiogram, czy nie wiem o co :) Leżał bardzo spokojnie***, gaworzył, pacał lekarza łapką a rękę pani doktor usiłował nawet skonsumować ;) Zosiak z kolei opowiadała Tatusiowi, że "była u pani doktol niegziećna". Polegało to na tym, że szlochając zamaszyście rozbierała się do badania, chlipiąc szła położyć się na kozetkę i leżała na niej podczas badania mocno przerażona i z trzęsącą się brodą. Bała się bardzo, popłakała sobie, ale grzecznie poszła i zrobiła, co miała zrobić. Tłumaczyłam jej, że nic nie będzie boleć, że to jest nawet przyjemne badanie, że zobaczy serduszko i usłyszy, jak robi "puk-puk, puk-puk", że nawet malutki Wojtuś wczoraj na badaniu się cieszył... Moja mała bidulinka zakodowała sobie, że płacz = bycie niegrzecznym*** Po badaniu mocno ją chwaliłam, że dzielna, że grzeczna, że mądra, że posłuszna i że strasznie, ale to strasznie z niej jestem dumna :)

Z dzieciakami oblazłam wszystkich lekarzy, do których miałam iść - Zosia była u okulisty, neurologa, na echu serca i badaniach krwi wszelkiej maści (łącznie z tarczycowymi hormonami), Wojtuś był na RTG klatki, USG jamy brzusznej, echu serca i miał robione badania krwi takie, jak Zosia plus jeszcze określenie kilku pierwiastków. Mnie samą jeszcze czeka USG tarczycy i gin. Lekarzy mam na chwilę obecną DOSYĆ.

 

Dieta? Jaka dieta...

 

Waga buja mi się w okolicach 57 kg, czasem nieco więcej, czasem nieco mniej (wczoraj było 56,00 kg :) - w zależności ile wtrąbię na kolację. I czy w nocy zeżrę jedną kostkę czekolady, czy może dwa paski ;)

 

Mąż chory, został dzisiaj w domu (nie poszedł do pracy!) i odwołał wieczorne wyjście na CS. Gorączka mu hula, czuje się, jak kupa guana, ale żeby pójść do lekarza... Grrr... Wkurwia *** mnie ten temat ma-sak-rycz-nie!!! Wczoraj zirytowałam się wielce, bo pojechałam na szybko do Teskacza kupić Misiowi pieluchy (zmieniliśmy na próbę i się dziecko uczuliło na nowe...). Wróciłam i co? Łołoś śpi (spał już, jak wychodziłam), Maciek śpi a Zosia leci do mnie uchachana z całą buzią umazaną czerwonym długopisem. "Zosiaczku, co Ty masz na ryjku?!?" "Makijaź" No i weź tu się człowieku na nią gniewaj ;) Ale na Maćka się zirytowałam - nie o to, że chory (boziu broń), tylko o to, że chory i nic z tym nie chce zrobić. Jak ja się naprawdę źle czuję, to idę do lekarza, biorę leki, staram się funkcjonować normalnie, zapingdalam (np. jadę do sklepu, bo trzeba...) a gdy on źle się czuje, to stanowczo odmawia doktora, bierze ibuprofen i zasypia. Gorzej, gdy mnie nie ma w domu a jest dwójka małych dzieci na stanie... Powiedziałam mu, że tak nie może być. Dzisiaj został w chatce, naprawdę chory - ale lekarza nie zamówił. No przecież po co? Jeśli jutro dalej będzie zwłoczył, to nie słucham dziada i sama wezwę lekarza. Gorzej, niż z dzieckiem, przysięgam!

 

Rany boskie, znowu o chorobach :)

 

Dzisiaj jadę do mojej p.Leny. Nie chce mi się. Uciekłabym. Nie myślałabym. Nie analizowałabym. Najchętniej zakopałabym się w jamkę z liśćmi i poczekała na wiosnę... Ale se ne da - trzeba zebrać zad w troki i do roboty! Jeśli nawet nie dla siebie, to dla dzieciarów, żeby miały fajną, wyluzowaną, uśmiechniętą i szczęśliwą Mamę. I żeby same nie musiały później korzystać z porad psychologów...

 

Buziaki piątkowe!


PS. Dzisiaj - w ramach odmiany - wpis nie kolorowy a czarny. Bez podtekstów ;)

 

 

____________________________________________

***Ostatnio ubieram i przewijam Wojtasa na podłodze - wierci mi się nieprzytomnie i wierzga oaz namiętnie przekręca się na brzuszek. A z podłogi przynajmniej mi nie spadnie ;)

***Coś muszę wymyślić, żeby nie miała takiego przekonania o płaczu. Sama po sobie, podczas terapii, widzę, jak bardzo tego typu przekonania w życiu przeszkadzają i ile szkód wyrządzają w psychice...

***Jak się nie podoba sformułowanie, to masz pecha :P

  • hefalump83

    hefalump83

    25 listopada 2011, 17:54

    No to widzę, że intensywnie sie badacie. Oby jak najmniej. pozdrawiam i zycze wytrwałości :)

  • KalinaS

    KalinaS

    25 listopada 2011, 16:44

    dzięki kochana za wspaniały komentarz ,:-) dodałaś mi sił!

  • KalinaS

    KalinaS

    25 listopada 2011, 14:55

    cieszę się że z maluchami git, buziak dla Ciebie dzielna mamo i powiedz mi czy posiadając póki co jedno dziecko jestem w stanie sobie wyobrazić jak to jest mieć dwójkę? a jak to jest?