Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Jak sama siebie zrobiłam w jajo...


...i jak mi to na dobre wyszło.

Poniedziałek. Trzynasty. Dla mnie akurat szczęśliwa data (i tej wersji - w ramach samospełniającego się proroctwa - będę się trzymać). Poranek mocno nieprzytomny. Wjeżdżam na halę garażową (poziom "-1") w firmie i mija mnie pan Janusz. "Dzień dobry" - "Dzień dobry". Uśmiecha się i statecznym krokiem udaje się w kierunku drzwi do klatki schodowej. Myślę sobie "O Ty skubańcu, na piechotkę, tak? Że niby lato, tak? Że niby poruszać się jednak trzeba, tak?" Dodam, że pan Janusz lat ma - tak na oko - kole 55. I jest okrąglutki :) Już od jakiegoś czasu zdarzało mi się latać na piechotę pięć pięter (moje biuro jest na ostatnim, czwartym) - ale to zdarzało się, nie było regułą. A tu patrzę, że starsza młodzież daje mi dobry przykład. I to nie po raz pierwszy go widzę, jak idzie do klatki schodowej zamiast do wind. Normalnie się zawstydziłam... No to wygramoliłam się z auta i dalej dreptać w ślad za panem Januszem. Parter - nie ma. Pierwsze piętro - dalej go nie ma. Drugie piętro - pana Janusza nie ma, ale dołączyła do mnie Zadyszka. Trzecie piętro - do Zadyszki dołączyła Hiperwentylacja - pana Janusza brak. Czwarte piętro - pana Janusza jak nie było, tak nie ma - za to oprócz doborowego towarzystwa Zadyszki i Hiperwentylacji pojawił się Ból W Mięśniach Łydek. No gnałam, chciałam dogonić... Nieco zdumiona i mocno zasapana poszłam do pokoju i zaczęłam myśleć - jak to się stało, że go nie dogoniłam? I mnie olśniło - jakie "na piechotę na 4 piętro"? On po prostu szedł na poziom "0", żeby iść do palarni na fajeczkę, he he he :) No, ale mi na zdrowie wyszło i mam zamiar dalej na piechotkę latać, o!

Jeszcze wrócę - a tymczasem buziaki wtorkowe, mocno VATowe :)

PS. Wy też nie macie możliwości wyjustowania tekstu? Może jakiś skrót klawiszowy działa, hm? Tak po cichu się przyznam, że jeszcze się nie przyzwyczaiłam do nowej Vitalii ;)

PS.2 Księżycowe Baby (i Chłopy) - nie zaliczam sobie tego latania po schodach do księżycowych kilometrów - bo to w ramach pracy, no nie? :)

  • gudelowa

    gudelowa

    14 lipca 2009, 22:15

    tru ;) bieganie pracowe po schodach się nie liczy do księzyca ;) ale tak zdrowotnie to się liczy :p

  • SzukajacaSamejSiebie

    SzukajacaSamejSiebie

    14 lipca 2009, 22:03

    eee. u mnie juz wszystko jak najbardziej okayyyy;> bys musiala kochana chyba do wielkiego brata napisac na vitalii, pewnie zaradza cos;> albo przegladarke zmien:)*! trzymaj sie kochana;>

  • aganarczu

    aganarczu

    14 lipca 2009, 12:47

    hehhee ja codziennie na 4 pietro dreptam na piechotke do domu. Nie mam wyjscia. Windy brak. Do tego wszystkiego w piwnicy stoja pralki mieszkancow bloku wiec jak chce robic pranie to ganiam z gory na dol i z dolu do gory... To jest naprawde dobry pomysl bys wchodzila po schodach. Przy okazji poprawisz sobie wydolnosc :-))))) Ale naprawde super to opisalas hihihihi

  • cczarna

    cczarna

    14 lipca 2009, 11:13

    Ja kilkukrotnie na 11 pietro musialam wchodzic na piechote bo winda sie zepsula!!!!!

  • Donnka

    Donnka

    14 lipca 2009, 10:48

    Już myślałam, że pan "okrąglutki" zboczył w inne biura;)Masz kondycję kochana, mnie na trzecim reanimują;) No ale młoda d... jeszcze jesteś;)Kiedy wakacje?Masz rodziców na jeziorkiem??bomba!!!pozdrawiam, caluję

  • menevagoriel

    menevagoriel

    14 lipca 2009, 10:44

    hehehe ja mieszkam na 11 piętrze, a wczoraj sie winda zepsula. Do zadyszki i hiperwentylacji i bólu łydek dołączyła chęć natychmiastowej przeprowadzki ;p

  • Nattina

    Nattina

    14 lipca 2009, 10:36

    nieżle cie pan okraglutki zrobił :)

  • paniBaleronowa

    paniBaleronowa

    14 lipca 2009, 10:25

    ja z windami mam jakiś problem. Klaustrofobia na życzenie. Czasem jadę z przyjemnością, a czasem lecę na ósme /balerona rodzice/ nogami, bo na samą myśl robi mi się słabo. Wtorkowo pozdrawiam.