...od samego rana. Nie mogę się zebrać, nie mogę się uspokoić i
wyciszyć. W pracy zaczynam ebernaście tematów jednocześnie, bo boję się, że coś
mi umknie. I w rezultacie robię jakieś durne błędy... A zaczęło się od złego
snu. Byliśmy wielgachną grupą na wspólnych wakacjach. W ogromnym domu, takim
jak z Midsomer albo z St. Mary Mead. Zamiast basenu (który w
folderze był przepięknej urody) było gliniaste coś, podobne do fosy. I właśnie
tam, w tę brudną, mętną wodę wpadł synek przyjaciół. Ratował go jeden z
uczestników naszego wyjazdu (Iza ->pozdrów
Muchę :P), chyba go wyciągnął całego - niestety, końcówki snu nie pamiętam.
I tak siedzę sobie w pracy, sprawdzam po raz enty rozliczenie vat w każdej z
pięciu spółek (bo Marcin wyjechał na trzytygodniowy urlop i sama ciągnę
wszystkie tematy), liczę kasę we wszystkich spółkach a gdzieś na końcu
mózgownicy czai sie niepokój, że o czymś zapomniałam, coś mi uciekło i zaraz
wybuchnie bomba. Nienawidzę tego uczucia!!!!
Urlop miałam fantastyczny :) Nie wiedziałam, że siedząc w chatce z dzieckiem
można TAK wypocząć. Psychicznie, fizycznie odpoczywam w pracy :P Tydzień
byłyśmy same, drugi tydzień miał też wolne Maciuś. Pojechalim na dwa dni do
moich Rodziców do Łyśniewa, byliśmy na weekend w Dębkach, lansowałam się z
Myszą na naszej wsi tudzież na nadmorskim bulwarze, porządkowaliśmy z Maćkiem
chatkę (umyłam wszystkie okna!!!), oporządzaliśmy nasze włości (Maciek kosił
kosą chaszcze a ja grabiłam na stogi :)), zrobiliśmy wielką bibę dla Rodzinki z
okazji czwartej parapetówki i było po urlopie. Z parapetówką były większe jaja,
bo nie została zaproszona jedna ciocia Maćka. Ale to dłuższa historia, na
osobny wpis. W każdym razie nie zostaliśmy wyklęci (przynajmniej oficjalnie ;))
a imprezę zaliczam do udanych.
Po urlopie w pracy wiecie, jak jest... No, a w domu czasu na siedzenie przed
kompem też nie miałam, wiecznie się coś działo - a to w tygodniu ogólne
kręcenie sie po chatce a to w piątek spontaniczny grill u nas (zrobiła się
niezła bibka :D) a to w sobotę urodziny dzielnego Ratownika z mojego snu a to
komputer mi się zesr... yyy... zepsuł znaczy :) W domu teraz nie korzystam z
kompa prawie wcale albo siadam do laptopa. Ale to od wielkiego dzwonu, tylko
żeby coś na szybko sprawdzić. Księżycową tabelkę zaniedbałam okrutnie (mam
nadzieję, że to, co miałam zapisane na dysku mi nie przepadło...) -
dziewczynki, podam wyniki hurtem. A6W przerwałam po 24 dniu z przyczyn różnych.
Nie tylko z lenistwa, ale nie przeczę, że niechciejstwo też miało wpływ :)
Postanowiłam sobie ćwiczyć to A6W, ale nie po 24 powtórzenia, bo nie dość, że
nudne, to jeszcze najzwyczajniej w świecie za dużo czasu zajmuje. Wolę ćwiczyć
3 serie po 10-12 powtórzeń, o!. Byle się ruszać.
Wracam do pracy, Mili moi. Dobrze mi zrobiło oderwanie się od papierzysk i
wrócenie na łono Vitalii :) Zaległości mam u Was koszmarne, chyba będę musiała
poświęcić kilka wieczorów (albo nocy), bo nie mam pojęcia, co słychać u
większości z Was. Tylko u mag1313 jestem na bieżąco ;)
Buziaki wtorkowe.
PS. Trochu przytyłam. Obiektywnie jest naprawdę dobrze*** Subiektywnie jest
prawie dobrze. A wiecie, co "prawie", no nie? :) Żebym tylko umiała
wyrzucić demony z głowy... Albo je chociaż skutecznie zagłuszyć, żeby nie
podnosiły łbów, nie syczały i nie truły moich oczu fałszywym obrazem mnie
samej. Wchodzę w ciuchy, o których marzyłam a w
lustrze widzę co innego, niż powinnam. Nie jestem za stara na takie jazdy? Mam
32 lata a nie 16...
_______________________________________________________________________________
***Niektórzy
mówią, że jest źle, bo przegięłam z chudnięciem. A ja lubię być
chuda. Nie szczupła, chuda...
Donnka
8 września 2009, 15:25tylko kolega lub koleżanka z pracy:) i to jest święta racja!!!Nie patrz tylko w sennik, bo dopiero doła dostaniesz;) Fajnie, że wypoczęłaś, czekam na blogowe wpisy, tęskno mi było;(, buzia
Aziya
8 września 2009, 14:32Miłego dnia! Super, że już jesteś! Ściskam!
ducia
8 września 2009, 14:06zwolnieniach,więc wiem co czujesz, pozdrawiam