Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Czaszka mnie łupie...


...od samego rańca. To znaczy nie - rano mnie ćmiło. Tam gdzieś, za prawym okiem, czaił się obrzydliwy gnom z dłutem i co jakiś czas szturchał nerwa sprawdzając, czy nie śpię. A później się rozbestwił i wlazł na oko. A później przelazł z oka na tył czaszki, ale stały w uczuciach jest, bo cały czas trzymał się prawej strony. A później schował dłuto i wyjął młotek... "Łup-łup-łup" - i tak dwie godziny.
Nie zabiłam sqrwiela, ale oszołomiłam go sporą ilością małych-białych-tableteczek i kofeiny. Wszelkiej maści kofeiny. Nawet nie chce mi się myśleć, co o mnie mówiła dzisiaj żołądkowi wątroba a co on jej odpowiadał... No cóż - zamiast głowy mam gorącą obręcz wokół skroni i przysypiającego gnoma z dłutem (młotek schował, jak go zbombardowałam tabletkami). Daj boziu w nocy nie będzie szalał. Na razie siedzę sztywno i piszę i modlę się o łagodny wymiar kary...
Jedyny plus - nie jestem głodna. Więc nie jem. Niedobrze mi.

Połażę sobie dzisiaj po Waszych pamiętnikach, bo zaległości mam ponaddwutygodniowe. Ale nie wiem, jak długo wysiedzę przed kompem.

Na razie zmykam. Zamieszczę jeno dawno dawno temu obiecane zdjęcie pasących się koników z mojej miejskiej wsi :)

Buziaki czwartkowe :)