Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wqrw mnie złapał...


...i puścić nie chce! Uprzedzam lojalnie, że dzisiejszy wpis będzie bez konceptu, bez planu i zapewne bez sensu jakiegokolwiek.


Nerw mnie szarpie.


Bez konkretnego powodu. Gdzieś w głębi mnie siedzi cholera i bawi się moimi emocjami. Znów uczucie, że o czymś zapomniałam i nie zrobiłam czegoś ważnego. Wqrwia mnie to niemożebnie, bo w pracy wszystko na czas zrobione a chociaż w domu jeszcze nie, to rozpisałam sobie co muszę zrobić, co powinnam a co bym chciała. Zaległych spotkań z przyjaciółmi ze wszystkich stron mam w cholerę, uciekłam ostatnio do swojej jamki z liśćmi. I nosa nie wychylam: dom-praca-dom. Czasem szybkie zakupy. Ostatnio impreza rodzinna (bardzo fajna zresztą). Takie smętnie wiszące, oklapnięte uszy - jeżeli wiecie, o co mi chodzi. Natomiast teraz siedzę podminowana i z tego wszystkiego zapomniałam, czym się chciałam z Wami podzielić, grrr... Ale chyba wolę mieć Wqrwa, niż dalej spadać w czarną dziurę z myślą, że wszystko jest beznadziejne. Hmmm...

 

Nic to - może zastanawiając się nad skutecznymi sposobami eksterminacji Wqrwa niepostrzeżenie wygrzebię się z jamki. Ja rozumiem, że jesień, że liście, że przygotowania do zimowego snu - ale ile można? Sama siebie*** mam dosyć i przez to (a może "dzięki temu"? ;)) wyhodowałam Wqrwa. Niechże się choć raz na coś chłopak przyda...

 

A poza tym? No, auto u mechanika stoi i czeka na decyzję ubezpieczalni, czy z AC pokryją szkodę, czy nie. Jeśli tak, to robimy. Nawet i w serwisie. Jeśli nie, to odholowywujemy pod dom a Maciuś będzie jeździł zastępczym firmowym. Monsz napisał do Radnego z naszej dzielnicy zapraszając go, żeby sobie warunki dojazdu oblukał - miał dotrzeć w sobotę (i zobaczyć, czy temat nadaje się na interpelację), ale go nie było. Może też się gdzieś zakopał, albocóś? ;)

 

Ha! Już wiem, co chciałam napisać. Się mi przypomniało. Jechałam wczoraj do pracy rano, jak zawsze w korku. Żeby dojechać od siebie do Centrum mijam dwa zjazdy z obwodnicy - jeden dla ludków z kierunku Gdańsk, drugi z kierunku Chylonia. Ja jestem na głównej, wyjazdy z obwodnicy są  podporządkowane. Zazwyczaj staram się przepuścić kogoś, kto chce wjechać na obwodnicę (w obu przypadkach muszą skręcić w lewo) albo z niej zjechać. Też mi się spieszy, wiadomo jak jest rano, ale uważam, że jak jest korek to trzeba się wpuszczać, bo jeżeli ci z głównej nie będą wpuszczać, to na podporządkowanych zrobi się jeszcze większa rzeźnia i w rezultacie stanie całe miasto. Poza tym ja też bym chciała, żeby mnie ktoś kiedyś wpuścił, jak będę czekać na podporządkowanej... No nieważne. W każdym razie wpuszczam zazwyczaj co najmniej jednego ludka. I wczoraj Taki Jeden Megaważny Buc, który stał za mną trąbił na mnie, gdy wpuściłam jedno auto a drugie mi się wepchnęło. Szlag mnie trafił. Jechał za mną taki Burol od samej Sokółki i nie wpuścił nikogo. NIKOGO! Może się spieszył, ok - ale dlaczego trąbił akurat wtedy, gdy po wpuszczeniu jednego samochodu drugi wymusił na mnie pierwszeństwo? W każdym razie nie zmieniło to mojego głębokiego przekonania, że należy być na drodze miłym. Wpuszczać się. Nie wjeżdżać na pomarańczowym na zakorkowane skrzyżowanie, bo się będzie blokować tych z prawej i lewej. Nie trąbić, gdy od zmiany na zielone (co ja mówię - na pomarańczowe to przed zielonym...) przy światłach upłynęło pół sekundy a Ta Baba jeszcze śmie stać! (Sama to zazwyczaj nie zagapiam się a buraczę na światłach i zrywam kapcie. Nie pytajcie mnie, jak - gdy chcę to zrobić świadomie, to mi nie wychodzi! :)) Nie irytować się na korki - bo to NIC nam nie da. Nie jechać lewym pasem 50 km na godzinę, bo to potęguje frustrację tych z tyłu - zjechać sobie na prawo i dać się wyprzedzić. Nie stawać na przejściu dla pieszych w korku, tylko przed - nawet, gdy ktoś trąbi z tyłu, żebym się "posunęła" (w końcu pieszy też jest uczestnikiem ruchu). Nie jestem idealnym kierowcą, jestem niezłym kierowcą. Jestem miłym kierowcą :)

 

Zmykam na lanczyk. Może węglowodany w postaci naleśników zabiją Wqrwa? Albo chociaż go nieco osłabią?

 

Buziaki wtorkowe.

______________________________________________________________________

***takiej pierdząco-marudząco-nieszczęśliwej

  • calineczkazbajki

    calineczkazbajki

    20 października 2009, 23:43

    nie jestem pewna czy to naleśników Ci brakuje ,,, czy ... Pomyśl ,czego w życiu chcesz , czego Ci brakuje do wręcz kretyńskiego uśmiechu na ustach :) i spraw sobie to - bo możesz !!! i już !!!

  • Desperatka75

    Desperatka75

    20 października 2009, 21:56

    I , kurna, wyszło, że jestem....po 10 latach pracy ;-) <img src="http://www.gifyzosi.friko.pl/gifyzw/biedr.gif"> Buziorki!!!!!!!!!

  • nonos

    nonos

    20 października 2009, 20:54

    Tak sobie właśnie z początku wpisu pomyślałam o Twoim wq...ie. Aleś się sama najlepiej zdiagnozowała;-). Ja też się na siebie zaczynam wkurzać, jak mnie za długo trzyma takie miaucząco-pierdzące podejście do życia;-) Tak sobie myślę, że to z powodu braku kontroli nad działką, którą teoretycznie powinno najlepiej się kontrolować - nad sobą;-) Bo jak tu nad światem zewnętrznym zapanować, jak się nad sobą nie da..... Przynajmniej u mnie tak to działa. Mam poważne postanowienie leczyć się z tego. Z tej potrzeby kontroli. A z podejściem do stylu "kierownicowania" zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. Też stosuję zasadę: "Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe" i "traktuj innych tak, jak sama chcesz być traktowana". I nie narzekam na wzajemność:) Tylko ja stosuję jeszcze taki jeden sposobik w newralgicznym, wiecznie zatkanym miejscu, gdzie muszę się z podporządkowanej wbić - patrzę w samochód, przed który chciałabym się wbić i językiem gestów, utrzymując kontak wzrokowy, pytam z uśmiechem "Mogę?". I zawsze wpuszczą:). Fakt, że stoją. I mam szansę wykonać "zapytanie";-)

  • Koncowa

    Koncowa

    20 października 2009, 20:17

    wybaczać sobie wszystko i być dla siebie dobra, porozpieszczać się i podoceniać :P

  • kasiapelasia34

    kasiapelasia34

    20 października 2009, 19:01

    Też jestem miłym kierowcą, kulturalnym i wpuszczam :-) ale mieszkam na drugim końcu Polski, nie będę miała okazji wyświadczyć ci grzeczności :-) Ja przerabiam chamskie zachowania innych kierowców na sobie, jak wyjeżdżam spod szkoły. Jest fatalna widoczność, zakręt i trzeba się włączyć i mimo że jest 50km/h, przejście dla pieszych i pod górę i oznakowane, że szkoła, to jadą szaleńcy, wyrastają na zderzaku i trąbią albo mrugają światłami, albo najeżdżają na zderzak. I we wrześniu mnie to strasznie denerwowało, a teraz sobie myślę: "Ty biedny, chory człowieku, jaki ty musisz być spięty i nieszczęśliwy...." i się uśmiecham do lusterka. A jak uderzy, to on płaci :-) Więcej życzliwych kierowców życzę :-)

  • aganarczu

    aganarczu

    20 października 2009, 16:58

    Dlatego ja sie tak spokojnie czuje na islandzkich drogach gdzie widac kiedy jedzie nasz 'burak' a kiedy tutejszy mimo, ze naprawde wielu tutejszych kiepsko jezdzi ale chociaz sa uprzejmi.

  • aganarczu

    aganarczu

    20 października 2009, 16:58

    Dlatego ja sie tak spokojnie czuje na islandzkich drogach gdzie widac kiedy jedzie nasz 'burak' a kiedy tutejszy mimo, ze naprawde wielu tutejszych kiepsko jezdzi ale chociaz sa uprzejmi.

  • IdaSierpniowa1982

    IdaSierpniowa1982

    20 października 2009, 15:23

    Nie wqurwiaj sie bo nei warto, za fajna na to jestes :D I chlę czoła przed fajnym kierowcą :) I buziaki dla Zosi :*

  • newbody85

    newbody85

    20 października 2009, 14:57

    To fakt. Na drogach jest takie buractwo, ze az slow brak. Zawsze staram sie wpuscic kogos, jak nie musze gwaltownie hamowac. Ale wiekszosc kierowcow na drodze dziala na zasadzie 'byle ja':/

  • WooHoo

    WooHoo

    20 października 2009, 13:43

    i dlatego właśnie kocham angielskie drogi i angielskich kierowców. Oni prawie ZAWSZE przepuszaczają z podporządkowanych, nie trąbią i nie drą mord, jak staną w korku. W Gdansku mieszkałam na słowackiego, wiem jak wyglądały korki w godzinach szczytu i sama siedziałam czasami w aucie po 20 minut, żeby z "podwórka" wyjechać. Nie chce mi się komentować. Podobnie wczoraj, jak wyjeżdżaliśmy z lotniska - 15 minut (chcieliśmy skręcić w lewo). Za nami z 6 aut czekało, nikt nie przepuścił. W Anglii jednak dużo większa kultura, eM czasami boi się prowadzić w Polsce, mimo tego, że prowadzi od 16 roku życia i ma prawo jazdy na WSZYSTKO co się rusza, włącznie z wielkimi ciężarówkami... Kurcze, Madzia - ja wiem jak Ci pomóc z tymi kompulsami (to znaczy z myśleniem kompulsywnym, że zapomniałaś czegoś i że powinnaś robić coś innego niż w tym momencie). Może poproś siorę o ćwiczenia z "gruntowania" , NLP (np. kotwice) i ćw. behawioralno - poznawcze (kontry na automatyczne myśli) oraz relaksacji. To wbrew pozorom nie jest głęboka praca terapeutyczna - chociaż zrozumiem siostrę, jak ci powie nie, bo to w gruncie rzeczy nieetyczne. To, co się u ciebie robi to jest po prostu nieadaptacyjny "nawyk mysleniowy", który jest całkiem normalną reakcją, tyle że pojawia się w nieadekwatnym momencie. I tego naywku można sie pozbyc tak samo, jak np. nawyku palenia paierosów, z tym, że będzie Cię to kosztowało trochę wysiłku....(tak samo, jak przy rzucaniu palenia). Buziole dla Ciebie i Ziaby :*

  • iwoncita

    iwoncita

    20 października 2009, 13:27

    wiesz u mnie to samo chodze zla jak lew warcze sycze wrzeszcze na wszystko i wszystkich....nie jestes sama:)hymm a nalesnikami narobilas apetytu:)