Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Kolejny powrót ...


Jak tym razem będzie? Nawet nie zajrzałam do pamiętnika, nie wiem kiedy pisałam tu ostatni raz. Czuje się strasznie głupio, bo moje postanowienia okazują się słomianym ogniem.

Długo czekałam na wizytę u dietetyka. Dzisiaj w ostatnim momencie, nawet przed drzwiami gabinetu dietetyczki, chciałam zwyczajnie wycofać się, uciec jak najdalej od ważenia, mierzenia, kolejnych postanowień i kolejnej próby, zdaje się, walki z wiatrakami. W sumie jestem zadowolona, że nie spasowałam na wstępie, że odbyłam tą długą rozmowę z sympatyczną i konkretną dietetyczką. Byłam zaskoczona jej opinią, że dobrze wyglądam, bo jestem wysoka. Korekty wymaga jedynie brzuszek za bardzo zaokrąglony i oponka w talii. Naprawdę mnie zaskoczyła! Moją wagę (90 kg - według wagi w gabinecie; moja wskazuje o 1 kg więcej) również nie uznała za katastrofę, oświadczyła, że mam nadwagę i nie jestem otyła. Dociekliwie ustalała, co jest moim konkretnym powodem zgłoszenia się do niej o pomoc. Przyjęła, że jest dbałość o stan mojego chorego kręgosłupa.
Otrzymałam 7-miodniowy jadłospis, który mam powtarzać. Kolejna wizyta 5 marca 2014 roku. Nie wiem ile mam schudnąć na tym nowym żywieniu do następnej wizyty.
Zaczynam po świętach, nie będę wygłupiać się. Nie ma we mnie zapału, jest raczej spokojne postanowienie. Dietetyczka twierdziła, że nie ma mowy o porażce, gdy będę stosowała się rygorystycznie do zaleceń, żadnych odstępstw, bo pokutuje to zatrzymaniem wagi. Jest zwolenniczką Dukana, ale twierdzi, że nie można tej diety powtarzać, więc u mnie odpada (zakończyłam ją ponad 3,5 roku temu, a moje przytycie nie jest efektem jo-jo).