Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Zdrowieję, a mąż choruje.


Też chwyciła go grypa - L4 do wtorku. Unikam go na ile mogę, by choroba nie wróciła do mnie (nawet śpię w innym pokoju). Jak to mężczyzna, jest taki biedniutki i trzeba się nim zaopiekować, gdy jest chory, więc herbatki, zmiana pościli, pogłaskać go, zauważyć jak cierpi, pożałować - cieszy się i jest o połowę zdrowszy. Śmieszy mnie to. Robi takie fajne minki, że słodko robi się na sercu. Moje chorowanie wyglądało nieco inaczej: samoobsługa i stanowisko kierownicze we własnym domu, gospodyni pełną gębą (na szczęście w niezbędnym zakresie) -  słowem Matka Polka. Dobrze, że potrafi to docenić. Często mówi do syna: "Zginęlibyśmy bez mamy" (mama to ja), a syn to potwierdza; "Oj, byłoby ciężko! Ty, tato musiałbyś prasować i myć okna, a ja sprzątać
i gotować". My, kobiety tak często popełniamy ten sam błąd: rozpieszczamy naszych mężczyzn, a potem jesteśmy trochę zawiedzione, gdy oni nas w ten sam sposób nie rozpieszczają. Mamy szczęście, gdy jesteśmy szanowane, kochane, doceniane. Nie zawsze jest tak, bo gdy mieszka z nami "Pan i Władca", który żąda i wymaga, jak nie dostanie tego, czego chce - to jest niezadowolony, a jak jest niezadowolony - to wymierza karę: ponura mina, obojętność, słowa niczym sztylety, pięść zadająca ból... Koszmar! Koszmar wielu kobiet. Ja mam szczęście - należę do tych kobiet, z którymi nie mieszka "Pan i Władca", tylko taki fajny facecik. Ten mój facecik też ma swoje humorki, jak ja - od czasu do czasu. Wiele musiałam go nauczyć, bo miał złe wzorce pożycia małżeńskiego z domu rodzinnego (jego ojciec to taki "Pan i Władca").