Witam ponownie. Chciałabym pochwalić się super sylwetką...ale nic z tego. Znowu ważę więcej. Miałam już 61kg. Dwa razy wracałam z 64 do 61. Ale jesień zrobiła swoje. A raczej moje przekonanie, że jak brzydka pogoda to trzeba się najeść. Efekt- 7 kg więcej. Kilkukrotne postanowienia poprawy. I klops. Wkurza mnie to, wiecie? Ja to wiem. Wiem, że robię źle. Cały dzień się nakręcam. Mówię sobie "musisz przestać" "opanuj się". I ja to wiem. Rozumiem. ... a potem wracam do domu, kupuję coś słodkiego i się napycham. Jak jakiś schizofrenik. Mózg wyłącza się i jak się włącza to pożarłam 1000kcal w pół godz. A jak tylko pomyślę o diecie czuję się jak dziecko któremu coś się zabiera. Znowu nie mieszczę się w spodnie. Ale najważniejsze zjeść na kolację 2 lody. A najbardziej wkurza mnie to, że mogłabym sobie na loda pozwolić. Jak człowiek. Jednego. Dwa razy w tygodniu. Ale nie. Ja od razu wpylam dwa i to na dzień. Do tego jeszcze krówki i ananas kandyzowany. A co!
Przez to nie jadam muesli na śniadanie. Bo jak kupię rodzynki, żurawinę, orzechy to nigdy nie potrafią do śniadania dotrwać. Zjadam je jeszcze przed kolacją. Doszło do tego, że po zakupie je porcjuję i zostawiam w komórce na klatce. A mój facet po drodze z pracy mi po jednej paczuszce przynosi. Problem w tym, że komórka jest po drodze... i ja też wracam z pracy koło niej. A dla biednego dziecka we mnie, któremu się zabrania przyjemności, problemem nie jest zejście do niej jedno piętro. Wydaje się to śmieszne. Ale nie jest. Zachowuje się jak narkoman na głodzie. I zamiast kupować nowe ciuchy dla tego, że mi się podobają, za niedługo będę je musiała kupić bo do innych się nie mieszczę. Smutne, ale mam tak od bardzo dawna. Albo wieczna dieta, albo wyrzuty sumienia bo jej nie trzymam. I tak 365 dni roku.
DUŻO TEGO. I ZNOWU MARUDZĘ. CHOĆ OBIECAŁAM SOBIE ŻE TYLKO POZYTYW BĘDZIE. ALE CHCIAŁAM SIĘ WYGADAĆ, POWIEDZIEĆ GŁOŚNO PEWNE RZECZY, MOZE WTEDY DO MNIEJ DOJDĄ. A I DZIĘKI DLA TYCH KTÓRZY PRZEZ TEN SŁOWOTOK PRZEBRNĘLI.
bilmece
15 stycznia 2014, 17:58Dziekuje :) Problem ktory opisujesz znam osobiscie- pomysl o tym, ze to tylko wyuczony schemat- tak jak sie go nauczylas, tak mozesz sie go oduczyc . Mi sie udalo poprzez zmiane mych wieczornych rytualow. Pozdrawiam!
majeczka08
15 stycznia 2014, 11:54a jednego big milka....? ma tylko 120 kcal:P no, ciężkie. Myśle, że gdybym przebrnęła do końca i dietę stabilizacyjną dokończyła byłoby lżej. Bynajmniej bez napadów głodu i innych efektów jo-jo. Ale to tak daleko:)