Tyle z Maćkiem spacerujemy. Zrobiły mi się zakwasy na łydkach. Taka piękna pogoda,że nie chce się w ogóle siedzieć w domu.
Tylko z Maćkiem różnie bywa,bo w wózku mu się zaraz nudzi.W domu może się wspinać, raczkować,a na dworze trzeba siedzieć w wózku.W awaryjnej sytuacji,wyciągam go z wózka na ręce.Ale ile można nosić takiego kloca?;)
Przy tym chodzeniu tak się pocę i tak mnie drażniły już włosy,że dzisiaj je ścięłam na krótko.Nie tak całkiem całkiem krótko,bo do tego to mam jeszcze za okrągłą buzię,ale sporo krócej.Czuję się od razu lepiej.
I dietowanie lepiej mi idzie.
Nie jem nic słodkiego, chleba.Kupiłam fruktozę do słodzenia kawy, bo nic innego słodzić nie muszę.
Dzisiaj na śniadanko zjadłam np. jajecznicę na łyżeczce margaryny bez chleba. Potem kawałeczek swojskiej swojskiej kiełbaski.:) Na obiad zupka buraczana(mniam) i na kolację jeszcze nie wiem.
Jutro na śniadanie już zakupiłam biały twarożek.
Tą dietę montigniaca trochę przerabiam.Niech to bardziej będzie niełączenia. Muszę zrobić trochę zakupów,ale to najwcześniej w poniedziałek,bo Sebastian cały weekend pracuje i nie ma kiedy się wybrać.
A Maćkowi idzie trzeci ząb i w nocy nie jest najciekawiej...Trzeba przetrwać...
Miłej niedzieli.
Jenny23
24 kwietnia 2009, 19:57hej. z tym zrzucaniem to moze nie byc lekko bo apetyt mi wrocil i jem co popadnie :-) ciazowy wstret do jedzenia miminal :-) Konrad wisi mi całe dnie na piersi i trudno mi zrobic cokolwiek. A jak tam zdrowie Macka ? i jak dieta ci idzie?
filipinka1
22 kwietnia 2009, 22:42jak tam dietka? są efekty? skrobnij choć parę słów :))