Wagę ustawiłam już w jednym miejscu więc nie będzie wariować. Rano się zważyłam, było 104,90 kg, a po przyjściu z miasta (bo od rana latałam do 11.00 po mieście) - 104,50, ale na suwaku wpiszę 104,90 żeby nie było, że coś tam naciągam. Teraz będę już mieć jasny obraz, jak ten mój tłuszczyk się będzie spalał! (albo i nie!).
Byłam z teściowa na kawce (prawie gorzka, bo na czubeczku wsypałam tylko cukru, bo franca była tak gorzka, że do duszy dopuścić nie można było) i popełniłam mały grzeszek, bo zjadłam jedna gałkę lodów waniliowych. Nie były dość słodkie, ale jednak. Dziś do wieczora muszę to jakoś spalić.
Dziś mam dzień owsiankowy, ale dopiero teraz przystąpię do konsumpcji z braku czasu ma sie rozumieć. Teraz zjem z jabłkiem i cynamonem, a wieczorem zrobię sobie z budyniem (przepis michasi). Na obiad niewiem co, ale coś wymyślić muszę (jak macie jakiś pomysł to podeślijcie). Mam jeszcze brzoskwinie, w razie ssącego głodu, ale dziś chcę trochę bardziej podietkować i poćwiczyć (!).
Uda się! Z waszą pomocą tym bardziej. KAŻDY KOMENTARZ NA WAGĘ ZŁOTA!