No tom upieczona...
biszkopt cudnie wyrósł... a potem cudnie oklapł... tylko trochę się o niego boje, bo oklapł bardziej z jednej strony:/ aż boję sie go rozkroić:/
14 jaj w niego wsadzilam, więc chocby ze strony ekonomicznej wolałabym żeby wyszedł.
No i budyniowiec... niby ok, ale po rozkrojeniu ciasta okazało się, że jest żle rozmieszane :/ ma ciemniejsze plamki gdzieniegdzie:/ no ale zjem taki jaki jest, masa wyszla ok... teraz czekam aż się ztęgnie:)
Pasożyt pierwszy raz sam obrócil się na brzuszek... co skończyło się niebotycznym wrzaskiem bo akurat był w łóżeczku sam:/ i teraz mam kluske przyczepioną do cycka:/ bo co go odłożę, to wrzaski słysze:/
Hellcat89
14 grudnia 2011, 14:31hehe gdzie tam pasożyt małe złotko raczej;) hihi zdolniacha mały nie ma co;) na pewno będzie bardzo pyszny en tort;))
sierpniowaAga
14 grudnia 2011, 14:07cześć:) mnie kiedyś biszkopty raczej nie wychodziły, ale od zmiany przepisu wychodzi zawsze. Zaczynam ubicia białek, potem do tych białek żółtka i cukier, cukier waniliowy, 2 łyżki oleju (żeby nie był taki suchy) i na koniec mąka z proszkiem do pieczenia, ale już tylko łyżką wymieszana, nie mikserem. Pięknie wychodzi, zawsze :) pozdrawiam
XXXJAXXX
14 grudnia 2011, 14:03tak to jest z ciastami,że raz wyjda a raz nie...mnie na święta czeka pieczenie tortu i az sie boję pomyśleć co to będzie-zapewne nie wyjdzie,bo jak się chce żeby było super to wychodzi jedna wielka duu..pozdrawiam.
kamilla1991
14 grudnia 2011, 13:57najwazniejsze zeby nie wyjmowac od razu biszkopt z piekarnika, musi chwile polezec w cieple ;) tez mi zawsze opadaly ;*