Muszę Wam powiedzieć że idzie mi na prawdę świetnie i takie zdecydowane podejście do tematu na prawdę dużo daje, zero ściemy, zero "a może tylko kawałeczek" , ani jednego "nie chce mi się". Nie ma opier***a się, jest SIŁA! :D
A że hardcorowy koksu je tylko stejki, a nie jakieś kanapeczki, to na sobotni obiad mój kochający fastfoody mężu zrobił konkretny obiad - stek z warzywami z pary i frytkami z piekarnika (wiem,wiem - frytki to złooooo, ale obiecuję, to jednorazowy wyskok). Stek co prawda został usmażony, ale na łyżce oliwy z oliwek.
Wcześniej na śniadanie zjadłam owsiankę z dodatkiem siemienia lnianego i 2 kanapki z chleba żytniego z makrelą wędzoną i pomidorem.
Kolejny był 1 banan, na obiad to co wyżej i już później poobiednia kawa i wypad do znajomych. Pojechaliśmy obejrzec płytę z wesela naszych przyjaciół, oczywiście przy alkoholu, ale ja cały wieczór miałam w kieliszku tylko wodę i jadłam zdrowe sałatki, trochę orzechów i bakalii. Zrobiłam z tej okazji sałatkę z rucolą, gruszką, orzechami i łososiem z octem balsamicznym. Wyszła pyszna, zostawiłam przepis na pamiątkę ;)
I to tyle z wczoraj, myślę że to w sam raz, no może jedynie trochę za późno zjadłam ostatni posiłek, ale nie wypadało nic nie zjeśc gdy się jest zaproszonym na kolację. Dziś znów jem do 18-19 i jutro się zważę.
Dzisiejsze menu to jajecznica z 2óch jajek z łososiem wędzonym i pół pomidorka, do tego kromka pieczywa żytniego z cienką warstwą masła i coffee coffee coffee :)
na zdjęciu widoczne też rączki mojej małej córeczki, też uwielbia wędzonego łososia i w ogóle ryby, ma to po mnie oczywiście ;)
Drugie śniadanie - owsianka z siemieniem lnianym o orzechami.
Ahhhh zapomniala bym! Po śniadaniu mój kochany mąż zabrał naszą dzidzie na spacer, a ja w tym czasie zrobiłam Skalpel, bo dziś wypadał TEN dzień. Spociłam się jak szczur i dotrwałam do końca po raz drugi i coraz bardziej mi się te cwiczenia zaczynają podobac. Później prysznic i wspomniane drugie śniadanie.
Na obiad wybieram się do mamy, wiem że zrobiła karkowinę w jakimś niezdrowym sosie, ale coś wymyślę, najwyżej zjem samą surówkę z ryżem lub coś w tym stylu. Nie chcę rezygnowac ze spotkań rodzinnych tylko dlatego ze jestem na diecie. Może następnym razem ja ugotuję coś zdrowego i zaproszę gości do siebie... :)
Wspomnę jeszcze że wczoraj zaliczyłam zakupy w Decathlonie, kupiłam matę do cwiczeń, w sumie jest do jogi, ale spełnia się równie dobrze podczas moich wygibasów z Ewką. Mąż zafundował mi też bluzę z kapturem, do biegania. Ola - moja córeczka dostała rożowy sportowy dresik :) Buty i stanik do biegania już posiadam, więc jestem gotowa tylko niestety aura na zewnątrz wciąż nie zaprasza mnie do zaczerpnięcia świeżego powietrza. Boję się że zaczynając bieganie teraz złapię jakieś przeziębienie, bo mam niezahartowany organizm po zimie. Także czekam na odpowiednią pogodę iiii....jazda z tym koksem! Życzę Wam pozytywnej niedzieli owocującej w zgubione kalorie :)
szukammotywacji
8 kwietnia 2013, 10:49Podziwiam Cię za te ćwiczenia, ja jednak w sobotę nie zaczęłam, bo koleżanka przyjechała i zdążyłam tylko 40 minut bieżni zrobić :))))