Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Niestety nie jestem cyborgiem


Od ostatniego wpisu minął bez mała tydzień. 

W ostatnim poście pisałam o tym, że muszę jeszcze ćwiczyć.

I w końcu nie poćwiczyłam, zmęczenie wzięło górę. Tak samo jak następnego dnia, następnego i  ... aż do dzisiaj. W międzyczasie 2 czy 3 dni z pójściem spać do łóżka o godz. 20-tej.

Nie miałam po prostu siły, musiałam zregenerować się,  ponadrabiać tyły w mieszkaniu, poprzytulać się  do złaknionych bliskości dzieci.

Jedzeniowo ok, z wyjątkiem wczoraj i dziś ale nie jakieś mega ilości niezdrowego żarcia.

Trafiła mi się jakaś kiełbasa przy ognisku, do tego biały chleb, kilka kostek mlecznej czekolady.

Na wadze - i to najbardziej dołujące - ponad kilogram więcej w przeciągu tygodnia.

I tu mam ochotę się załamać - kuźwa nie jestem jakimś cyborgiem a muszę muszę muszę spalać te pieprzone kalorie biegając, ćwicząc,  bo inaczej tyję w oczach. Aha i najlepiej nic nie jeść, żyć powietrzem.

Eee szkoda gadać.

Widzę, że konieczne jest przeorganizowanie się w moim życiu i te wszystkie ćwiczeniowo - biegowe historie robić rano. 

Czyli czeka mnie przestawienie się z nocnej sówki na rannego ptaszka.

Ćwiczenie/bieganie (w zależności od grafika) + potem szykowanie zdrowych, niskokalorycznych, przemyślanych posiłków do pracy w tym jednego zastępującego obiad +wyszykowanie i odprowadzenie dzieci do p-kola.

to wszystko przed pracą.

Ok tylko jak, powiedzcie jak wstawać codziennie rano o 5-tej?


  • ognisko

    ognisko

    21 października 2013, 02:20

    Nastawiać budzik na 4.30 i mieć jeszcze 30 minut na wyspanie się. Najgorsze jest pierwsze dziesięc lat, później człowiek przywyknie.