Psyyyt...
Hej! Cii..., śpię. Słucham? Wstać? Dniu kochany, nie wiem po co. Jest sens? W sumie nie, właściwie do szkoły mam iść. Wstaje, godzina 12:40.
Sen, jak przyjemnie. Dlaczego sny są takie piękne. Mogłabym śnić zawsze, marzyć o lepszym jutrze. Poszłabym gdzieś daleko, daleko od miasta, na łąkę, obok lasu, w piękny dzień, usiadłabym i siedziała. Albo nie, do lasu gdzieś przy strumyczku. Takie mam natchnienie. Dlaczego się zastanawiam.
Dzień przeleciał, nie wiem kiedy. Jeszcze chwilka i znowu zatopię się w łóżku. Szkoła odleciała, ale jeszcze się trzyma. Telefon do pani, jeszcze mam szansę. Muszę się zebrać i w piątek pójść, czy dam radę? Nie wiem.
Mało jedzenia było, ale jednak było. Rano, ba po południu banan, później ziemniaki z burakami i surówką z kapusty, a wieczorem dwie kromki z pasztetem warzywnym i ogórkiem kiszonym. Nie ma co się wypowiadać, bo strasznie to wszystko wygląda.
Manaaa