Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Ciekawie


Niebo się przyciemniło, powietrze jest ciężkie, może się coś wydarzy...


W sobotę B. mi nagadał, że "bywalcy" zauważyli, że schudłam, że pół wsi na mnie leci, że mam taaaakie branie, że się ślinią na mój widok. Co trzeba zrobić w takiej sytuacji? Wypytać o szczegóły :D Który, a co powiedział, a kto jeszcze...
Mówi do mnie "patrz jutro w oczy klientom i zobaczysz, który się ślini". Albo jestem ślepa albo nie zauważam takich rzeczy. Albo ściemniał. No bo gdzie to wielkie branie, skoro nikt nie bierze? :D

Mówię do niego "słuchaj, a może oni myślą, że się jeszcze jesteśmy razem i dlatego nikt mnie nie rwie?" :D "Nooo, może, to jutro "puszczę famę" na ławce." Ta, puścił. On mnie chyba pilnuje, bo żaden nawet nie zagada kiedy jest w sklepie... Mówi, że nie, ale czy to tak nie wygląda? Zamiast iść do kolegów na ławkę to stoi ze mną...

Żeby było weselej, w poniedziałek ok. 17 wybierałam się po pieski, żeby odbyć rytuał. I się napatoczył. Gadka-szmatka, trele-morele. Pytam go czy powiedział, to się wzburzył. A prawie wchodząc do sklepu powiedział, że i tak mnie nikt nie dotknie. "Bo co, taka wstrętna jestem, że mnie nikt nie dotknie?" "Nie, bo ja nie pozwolę."


Wczoraj naszła mnie taka natrętna, głupia myśl, że może nikt mnie nie chce po nim...