Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nie łatwo zerwać z uzależnieniem.


Niestety głód na słodkie był tak silny, że w pracy zjadłam 2 ciasteczka, a w domu kawałek kołacza z jabłkiem. Ale jakoś mnie to nie załamało, bo wiem, że na każdy odwyk potrzeba czasu. Wcześniej potrafiłam od rana ciągle coś słodkiego jeść, a dzisiaj długo wytrzymałam, jakieś 2 godziny przed zakończeniem pracy. Rano 5 00 - kawa z mleczkiem, 8 00 zjadłam bułeczkę orkiszową i kromeczkę orkiszu z sałatką z makreli ogórka, rzodkiewki i cebulki, z niewielkim dodatkiem majonezu i jogurtu. O 11 00 zjadłam palucha pszennego obsypanego ziarnami z masłem. O 13  już mnie zaczęło ssać w żołądku, wsunęłam jabłko, mandarynkę, kiwi i kromeczkę razowego orkiszu z masłem. Niewiele pomogło. W końcu wyciągnęłam rękę po małego rożka z masą adwokatową i kruche ciasteczko oblane czekoladą. W domu skubnęłam kołacz z jabłkiem, który w nocy przyniósł mąż z piekarni. Na obiadek o 14 30 zjadłam parę łyżek rosołu z warzywami i makaronem, który troszkę wpadł do talerza, 2-3 łyżki kaszy gryczanej z maciupeńkim płatkiem mięska z królika, fasolkę szparagową i kompot z truskawek. Za to o 17 00 był kołacz i kawa. Myślałam, że już nic potem nie będę jeść, ale przed 19 30 wsunęłam bułeczkę z masłem. Lepsze to niż batonik, albo ciasto. W międzyczasie 2 dzbanuszki herbaty, cykoria, woda. Trochę, a nawet bardzo brak sportu, może jutro wysilę się. w tym wieku ciężko jest się rozkręcić
.