Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Zaduszki.



"Najważniejsze jest mieć nadzieje, że wszystko dobrze się ułoży, lecz być przygotowanym na to, że ułoży się , jak najgorzej".

Kiedy dowiedziałąm ,że jestem chora , ogarnęło mnie przerażenie. Z lękiem , paniką , rozedrganiem wewnętrznym myślałam o skutkach swojej śmierci.

Nie minęły dwa miesiące, a w mojej głowie wytworzyły się różne mechanizmy pozwalające na pogodzenie sie z pewnymi faktami - nie jestem nieśmiertelna.
Nikt z nas nie jest, lecz czy to jest pocieszające??
Dla mnie jest.
Z racji zbliżających się Wszystkich Świętych od dwóch dni trafiam w telewizji na programy związne ze śmiercią, przemijaniem i  podejsciem różnych kultur do tych spraw. Własnie przed chwilka usłyszłałam, że w naszej kulturze w ogóle nie rozmawia się o śmierci, że nie mówi się o tym dzieciom , bo to temat przygnębiający.
Tymczasem , gdybyśmy uświadamiali sobie częsciej ,że nie jesteśmy nieśmiertelni , to być może bardziej szanowalibyśmy siebie, poprawili swój komfort życia , docenili  piekno życia codziennego i nie przejmowali sie tak drobnymi problemami.Być może dokonalibysmy odważnych zmian w naszym życiu.

Od kiedy dotarły do mnie pewne fakty to zaznałam jakis wewnetrzny spokój, stałam sie łagodniejsza, zatrzymałam się. O tym ,że jestem chora myśle ciagle, ale nie mam w sobie lęku. Myśle o niej w kontekście przemijania, piękna jesieni, docenienia tego co mam. Łapie sie często na tym, że ide i nucę sobie pod nosem piosenke :)))

Wczoraj Daruś opowiadając o perypetiach w swojej pracy powiedział , że w obliczu wydarzeń w naszym życiu, perspektywa ewentualnej utraty pracy czy innych kłopotów  powoduje, że człowiek traktuje to, jak kolejne doświadczenie zyciowe , które należy rozwiązać.:))

Pewnego wieczoru, kiedy dotarło do nas, że mogę umrzeć, Darek powiedział, że uświadomił sobie, że nie wyobraża sobie życia beze mnie, ponieważ jestem jedyną osobą na świecie , która go rozumie.:))
Oczywiście nie chce umrzeć i nie mam zamiaru wybierać się na tamten świat, ale łatwiej mi się żyje ze świadomościa , że  nikogo z nas już śmierć nie zaskoczy.

Warto to sobie uświadomić i przewartościować swoje życie.
  • 20dziestka

    20dziestka

    1 listopada 2008, 19:43

    tez uwazam ze zamalo sie mowi i mysli o smierci a przeciez kazdy z nas kiedys umrze..ja powierzam wszytsko Bogu i tak samo powierzylam walke o zycie mojego najdrozszego syna.to ze jest z nami caly i zdrowy to wielki cud dokonany wlasnie rpzez Boga..widocznie on tego chcial bym go miala przy sobie..zawsze widzialam siebie w roli mamy i nauczycielki..spelnilam oba marzenia i wierze ze Bog wlasnie te misje dla mnie w zyciu wybral i dlatego pomogl mi skonczyc studia i zostawil mi na ziemi Kacperka..chwala mu za to..pozdrawiam

  • margotxs

    margotxs

    1 listopada 2008, 10:01

    Masz racje - nie cenimy, nie cieszymy sie tym, co mamy. Dla mnie pewnym przewartosciowaniem bylo spotkanie z pewna dziewczynka latem. Miala okoo 7 lat, byla na wozku inwalidzkim, nie miala raczek i nozek. I... promieniala! Niewiarygodne, ale jej usmiech byl po prostu porazajacy. Byla z rodzina, otoczona wielka miloscia, ale nie litoscia. I wiesz co? Cos mnie rabnelo wtedy w glowe. Gdy pomyslalam za ile rzeczy powinnam byc wdzieczna losowi, a do tej pory ich nie zauwazalam.... To spotkanie mnie zmienilo...

  • femme1984

    femme1984

    1 listopada 2008, 10:01

    <img src="http://lc.fdots.com/cc/lc/94/94e71cf6aba50e0983099693bd03971c.gif" border="0" alt="MyHotComments.com"><br>MyHotComments <br clear="left">

  • bezkonserwantow

    bezkonserwantow

    1 listopada 2008, 08:57

    <img src="http://img389.imageshack.us/img389/6041/0ee41195002c1acd48e5527qs7.th.jpg" border="0" alt="Free Image Hosting at www.ImageShack.us" /><br /><br />

  • psmwt

    psmwt

    1 listopada 2008, 08:51

    Wezmę to sobie dzisiaj do serca. Czytam Cię za każdym razem z ogromnym przejęciem i podziwem ale daleka jeszcze jestem od istotnych zmian w swoim życiu.

  • kasjas

    kasjas

    31 października 2008, 19:42

    Ale Ty Margola piszesz. Jak tak dalej pójdzie, to Ci wszyscy zaczną tego raka zazdrościć:-)) I nici ze współczujących spojrzeń ;-) Kocham Cie , Ty kochanie moje :-))

  • kilarka2

    kilarka2

    31 października 2008, 18:39

    prawdę piszesz. Widziałam to przewartościowanie u Pysi jak malutka się urodziła i trwała walka o jej życie - i widzę, że jak malutkiej już nie ma wśród nas to przewartościowanie pozostało. We mnie też zostawiło to swoje ślady, choć nie tak silne, jak u nich. Ściskam.

  • ewikab

    ewikab

    31 października 2008, 17:21

    śmierć zawsze zaskakuje. Nawet gdy się o niej mówi, nawet, gdy przez miesiąc ktoś leży nieprzytomny bez żadnej poprawy - jego śmierć jest zaskoczeniem, chociaż gdzieś w podświadomości wiedzielismy, że tak może się stać. Ale zawsze jest nadzieja... Moja siostra zawsze była zdrowa, nagle zaczęła ja boleć głowa, po tygodniu była już nieprzytomna i przytomności nie odzyskała. W szpitalu była miesiąc, zmarła na tętniaka, bo operacja nie uratowała jej życia. To było w lipcu tego roku, miała 52 lata.

  • Zmienna38

    Zmienna38

    31 października 2008, 16:58

    Bo tyle mam jeszcze do przekazania dzieciom, tyle sytuacji w której chcę ich asekurować. Ja wiem, że pewnych spraw nie przeskoczę. Bo jak przyjdzie mój czas to co ja bede miala do gadania? Ale wierz mi! Nie mam zamiaru o tym teraz myśleć! Nie chce się z niczym godzić!Chcę sie cieszyć tym co teraz i wierzyć, że długo, długo tak jeszcze będzie!

  • greenka

    greenka

    31 października 2008, 16:03

    a ja nie chce sobie uswiadamiac. Nie chce i juz. Chce do konca wierzyc w to, ze jestem niesmiertelna - ja i moi blicy... wiem, ze masz racje, ze upadek z mniejszej wysokosci mniej boli, ale... ja nie lubie o tym myslec. I nie chce. Jestes cudowna kobieta, wiesz? Juz ci mowilam podobne rzeczy i to nie znaczy, ze stalas sie bardziej cudowna, bo zachorowalas. Zawsze bylas. Sciskam z calych sil :)

  • agonia65

    agonia65

    31 października 2008, 15:49

    Każdego ranka dostajemy szansę na nowe życie. Pomimo chmur-walcz, bo życie nie kończy się na kłopotach, a słońce świeci ponad nimi:))) Buziaki:)

  • roztoczanka

    roztoczanka

    31 października 2008, 15:49

    "Tymczasem , gdybyśmy uświadamiali sobie częsciej ,że nie jesteśmy nieśmiertelni , to być może bardziej szanowalibyśmy siebie, poprawili swój komfort życia , docenili piekno życia codziennego i nie przejmowali sie tak drobnymi problemami.Być może dokonalibysmy odważnych zmian w naszym życiu." Już od dawna Cię czytam. Dajesz mi siłę, a to co piszesz jest kubłem zimnej wody na mój głupi łeb...

  • gusika

    gusika

    31 października 2008, 15:20

    Twoj pamietnik jest teraz dla mnie kopalnia wiedzy i madrosci:)i optymizmu

  • gusika

    gusika

    31 października 2008, 14:43

    ....szanowalibyśmy siebie, poprawili swój komfort życia, docenili piekno życia codziennego i nie przejmowali sie tak drobnymi problemami.Być może dokonalibysmy odważnych zmian w naszym życiu.....- no wlasnie wielce cenne spostrzezenia

  • mikrobik

    mikrobik

    31 października 2008, 14:39

    Masz rację, takie doświadczenia zmieniają nas wewnętrznie. Miałam operację dosyć poważną, dzieci wtedy były młodymi nastolatkami ze szkoły podstawowej. Ponad miesiąc czekałam na wynik histopatologiczny. Ten czas wystarczył, abym całkowicie przewartościowała swoje życie. Jezeli później zdarzyło mi się pędzić przed siebie i przejmować się głupotami, przypominała mi się tamta sytuacja. Tak naprawdę nigdy nie wiemy co czeka nas jutro. Smutek, czy radość, śmiech czy łzy....

  • otulona

    otulona

    31 października 2008, 14:33

    Amen, czyli :"niech się stanie"...Przewartościowałaś już bardzo wartościowe. Może by Cię do świętości zgłosić?:))

  • julcia33

    julcia33

    31 października 2008, 09:28

    i jestem tego zdania co ty:powinno sie rozmawiac o smierci. ja nie bardzo radze sobie ze smiercia bliskich, moja mama o wiele lepiej. smierci jako takiej , ja sama sie nie boje. jestem osoba wierzaca i wiem na 1000000% ze nasze zycie nie konczy sie z chwila smierci naszego ciala fizycznego. gdy miesiac temu umieral moj tato byl 5 dni w agoni... pierwsze trzy dni wiedzialam ze jego cialo i duch to calosc ale ostatnie dwa dni... wiedzialam ze to tylko cialo lezy a jego ducha juz tam nie ma. tato do konca byl w domu i tam umarl. dwa ostatnie dni agoni czulam ze on chodzi po domu, ostatniej nocy jego duch dwa razy obudzil mnie dotknieciem za ramie i czulam jakby ktos wkladal mi swoja dlon do mojej. czulam dotyk i cieplo, czulam jak on chce abym zeszla posiedziec jeszcze przy nim , przy lozku bo on jeszcze tu jest... z nami. rano dzwonila moja komorka i pokazal sie napis MAMA . mamy telefon w tym czasie lezal na stole i mama moja spala. to tylko malutkie przyklady na dowod ze zyjemy dalej... a tak pomijajac temat, KOBIETO TY MASZ WSPANIALA OSOBOWOSC i jestes cudownym czlowiekiem i skoro wczesnie wykryto tego raka u ciebie to BEDZIESZ ZDROWA. masz dla kogo zyc. pozdrawiam beata.