Internet chodzi jakby chciał a nie mógł, wiec nie jestem tutaj tak często jak bym chciała. Tęsknię za domem, liczę dni. Juz tylko niecały miesiąc. Po krótkiej chwili załamania, wróciła mi wiata w sens i cel. Mądre słowa przeczytałam w jednym z komentarzy pod poprzednim postem: jeśli zrezygnuje, w lustrze nie zobacze siebie takiej, jaką chce być. Przez brak internetu mam więcej czasu dla siebie, więc ćwiczę. powoli, bo nie chce się jednego dnia przetrenowac, a potem tydzień leżeć z zakwasami. Rano seria pół godziny, potem po południu druga, inny zestaw ćwiczeń i jeśli pogoda dopisuje spacero-jogging. Widzę poprawę o tyle, że czuje swoje mięśnie. I pierwsze dni ćwiczeń jeśli miałam zrobić 20 powtórzeń na jedną nogę, 20 na drugą, to ledwo dawałam rade 7-8. Od niedzieli 25 bez problemu i to jest piękne :-) No i kolorowy talerz tez poprawia humor. Musi być dobrze.Bo jak inaczej?