Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
reaktywacja


Hej :)
Po tak długim czasie nieobecności jestem zmuszona powrócić ze spuszczoną głowa i olbrzymim nadbagazem w postaci kg.  Jak to mędrzcy mówią, kazdy ma swoje wzloty i upadki i o ile wczesniej latalam nad ziemia, to wreszcie nastapil upadek z którego nie moge podniesc sie do tej pory i w dalszym ciagu nie potrafie sobie opowiedziec na pytanie dlaczego ten stan nie ulega zmianie?! co jest ze mna nie tak?  Co robie zle? A moze jest cos czego nie robie a powinnam? Zapewne... 
Ale dażąc do historii osiągniecia wielorybiej wagi 68 kg ( nie obrazajac tu osob wazacych wiecej- mowa tu o mnie). Otóz rok 2013 przeklinam w swej głowie na wieki. Rozpoczal sie zle i tak samo prosperowal przez kolejne 365 dni. Zaczelo sie od rozpadu wieloletniego zwiazku ( w sumie nie mial prawa bytu na dłuzsza mete), w owym czasie bardzo długo dochodzilam do siebie, a cm ze mnie schodzily z taka lekkościa. To byl czas mojej najwiekszej chudosci jaka kiedykolwiek z swoim zyciu odnotowalam. Tylko co z tego? Skoro bylam nieszcześliwa z wyzej podanego powodu? Grono znajomych pracowalo nad tym zebym wyszla z tego gowna obronna reka i nie wyladowala z psycholami. Tak tak tak dobrze czytacie "z psycholami".  
Ale jak to mowia nie ma tego zlego... przyszła wiosna, imprezy, juwenalia.. powoli dochodzilam do siebie i uczylam sie zyc dla siebie i nie uzalezniac swojego "być" od frajerów plci przeciwnej. Morza alkoholu, libacje, jakos to sie krecilo. W miedzy czasie postanowilam ze wybiore sie na MOST do Katowic w celu samoksztalcenia sie ( bo przeciez juz nic mnie nie trzyma). Zaczelo sie rowniez drapanie co zrobic z wakacjami?! Hello! Od tylu lat spedzalismy ten czas razem... a teraz chyba umre 3,5 siedzac w domu z rodzicami. Pech chcial, ze zalapalam sie na truskawki do Niemiec, pierwsze co mi przyszlo na mysl procz zarobku "praca ciezka, ale za to wroce chuda chuda chuda!" juz wtedy mi sie przytylo i to dosc. Sezon sie przesunal, wiec yjechalam dopiero 20 czerwca jak nie pozniej. Praca na kolanach od 5 rano, deszcz, słonce kto byl, ten wie o czym mowie. Za obady placilismy  i nie dalo sie z tego zrezygnowac. A to byl szok dla mojego organizmu zatrwazalna ilosc chemii, tłuszczu.. mimo ze ciezko pracowalam to moj orgaznizm nie byl w tanie tego przerobic i odkladal zapasy w postaci tłuszczu. Ponadto dorobilam sie bezwladu nog, czego konsekwencje mam do dzis i do konca zycia bede miala probllem. Suma sumarów do PL wrocila gruba, czarna jak murzyn kaleka. No coz, bylam tez troche opuchnieta, po jakims czasie to zeszlo ze mnie ale reszta pozostala.. Rozpoczelam jakas tam walke ale ciagle  bylo cos... nie moglam biegac, nie moglam nawet chodzic jak czlowiek. Pod koniec sierpnia spotkalo mnie nagle cos czego sie nie spodziewalam nigdy. Pojawil sie On... Mieszkalismy niedaleko siebie (mowa o domach rodzinnych), on studnet w Krk a ja teraz na moscie w Kato. Rozpoczela sie bardzo szybka i inetnesywna znajomosc, ale dobra passa nie trwala długo. W polowie pazdziernika szlag wsyztsko trafil i znow ciche dni i znow rozgoryczenie " bo przeciez głupia podobno juz sie nauczylas ze nie mozna sie za szybko angazowac". Wtedy popadlam w dol straszny, chcialam wracac do Wrocławia i zostawic brudne Kato gdzie nie znam nikogo. Dopadla mnie samotnosc ale wiedzialam ze musze cos z tym zrobic. Moja wspolokatorka zarzadzila ze w koncu to dobry czas zbym wrocila na silke. Tak tez uczynilam, poczatkowo opornie szlo, ale po spotakniu z terenerem i wskoczeniu na wage gdzie ujrzalam 68 kg, cos sie we mnie ruszylo. Staralam sie jesc madrze, cwiczac 6 dni w tyg po 2 godz..... z powodu sesji na 31 dni bylam jakies 14 razy wiec slabo. Ale dolączylam do tego H'MB i przedtreningowke... Szacuje ze cos spalilam tłuszczu na rzecz miesni. Ale co z tego, nie idzie mi, zażynam sie tam jak głupia, zalewam potem i efekty marne :( Ostatni tydzien spedzialm w domu, ten czas przelezalam i przesaplam o diecie mwy nie bylo, mamie nie mozna odmowic. Jutro wracam do Kato i mam 3 miesiace zeby spalic tłuszcz i wyrzezbic swoje cialo. Mam nadzieje ze w koncu mi sie uda, trzymajcie kciuki, oby ten rok byl dla nas wszystkich laskwszy.
  • marthhaa

    marthhaa

    9 lutego 2014, 12:58

    Niestety zycie bywa przewrotne i nie jestemy w stanie przewidzieć co się stanie. Ja nie przewidzialam , że moge byc szcześliwa bedac sama i ze z tego szczescia bede wygladac jak wygladam. Ale coz, trzeba walczyc, lato przed Nami ;] Oby sie udalo :)

  • UnOpened

    UnOpened

    9 lutego 2014, 12:30

    Dokładnie rok temu zostawił mnie facet. Był to pierwszy rok studiów- więc nie było maminych obiadków. Ważyłam wtedy 59 kg i byłam z siebie mega zadowolona. Nie było cellulitu. Każda sukienka leżała na mnie idealnie. Ale gdy pan D. mnie zostawił, to też zaczęłam yhm "aktywne życie", czyli imprezy, dwa razy w tygodniu w jakimś lokalu- i oczywiście ALKOHOL. Efekt: dzisiejsze 67 kg. Obudziłam się dopiero, gdy w październiku poznałam faceta, a od grudnia jesteśmy razem. Próbuję się stroić dla niego... wyglądać świetnie itd. No ale widzę, że nie jest tak jak było rok temu. Faceci naprawdę potrafią sporo namieszać- choć wiem, że nie powinno się zawsze zwalać na nich winy- no ale cóż- ktoś winny być musi :P Wytrwałości! Zaczynam od podobnej wagi. I też zmagam się z sesją. :) Pozdrawiam!