Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień 2. Jest dobrze. Bardzo dobrze.

Bardzo martwiłam się o to, że nie będę w stanie oprzeć się słodyczom, czy tak naprawdę czemukolwiek podsuwanemu mi pod nos. Miałam nawet sen, w którym ktoś częstuje mnie krówką (czekoladową!), a ja ją zjadam i później czuję się jakbym zawaliła co najmniej swoje życie. 

Wstałam z ulgą, jeszcze bardziej zdeterminowana, żeby unikać słodyczy. I, co dziwne, one mnie nie kuszą już wcale. Tak samo jak alkohol, tak samo jak jakiekolwiek jedzenie poza jadłospisem. Najadam się, jestem bardziej żywa niż wcześniej. I jestem tak cholernie dumna z siebie, kiedy odmawiam słodkiego i kiedy patrzę na innych jak jedzą lody, a po mnie to najzwyczajniej w świecie spływa.

Wody piję więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie nadążam nieraz z uzupełnianiem wpisów, bo zwyczajnie nie wiem ile już zdążyłam wypić zanim sięgnęłam po telefon. 

Także, jak na razie, jestem z siebie bardzo zadowolona, pełna motywacji do próbowania dalej i mam nadzieję, że pozostanie tak przez dłuższy czas.