Wciąż bez słodyczy, wciąż zdrowo.... wciąż nie liczę kcal. Wczoraj odważyłam się wejsc na wagę (przyznaję się, że nie byłam na niej od ponad miesiąca, kiedy to zobaczyłam przerażającą 100). Wczoraj było 96kg - czyli się opamiętałam i jakiś efekt jest. Wiem, że te początkowe kilogramy, to też woda. Faktem jest, że od jakiegoś czasu leczę się na niedoczynność tarczycy, bo miałam kompletnie rozregulowany metabolizm, więc to pewnie też zasługa euthyroxu. Żeby nie było - wiem, że dalej tak szybko nie będzie, więc postanawiam sobie nie wchodzić na wagę częściej niż raz w miesiącu. Nie będę się też nastawiała na nie wiadomo jakie efekty. Mąż postanowił wesprzeć mnie w tej diecie, dzisiaj przygotował mi do pracy sałatkę warzywną i kanapkę bez masełka - Kochany! I przykazał przynajmniej 3 razy w tygodniu ćwiczyć z x-boxem, mam zumbę i jakiś fitnes, co były w pakiecie, więc wypadałoby skorzystać.
Jestem mega pozytywnie naładowana!!! A jak Wam idzie? (idę popodglądąć ;) )
Wiedzma.
3 grudnia 2013, 20:54Czuć tą pozytywną energię od Ciebie:-) Dobre postanowienie z tym ważeniem raz w miesiącu... choć nie ukrywam, że pewnie będzie kusiło do częstszego ważenia;-) Mega mnie motywujesz, dziękuję za wsparcie:-) Pozdrowionka, trzymaj się!
zyfika
3 grudnia 2013, 14:37Brawo za podejście do diety i za mądrego,wspierającego męża!Gratuluję spadku wagi i pozbycia się wagi 3-cyfrowej!
Niecierpliwa1980
3 grudnia 2013, 13:30Wsparcie już masz , warunki są,teraz tylko działaj,a na pewno przyjdą szybko efekty!