Nie miałam czasu pisać, sporo się działo. Praca, znajomi, szykowanie jedzenia. Dietowo dobrze, choć w poniedziałek miałam jakąś chandrę i kupiłam orzechy ziemne w skorupce o smaku cebulowym (kocham!). Na szczęście po wpełznięciu pod koc i wzięciu szydełka do ręki zrobiło mi się lepiej, więc orzechy wrzuciłam do szafki :) Otworzyłam je wczoraj, bo wpadł znajomy w odwiedziny, więc było co postawić na stole. Skusiłam się na kilka, ale lepiej zjeść kilka w towarzystwie niż samej całą paczkę ;)
Ważyć się miałam w poniedziałek, ale nie mogłam znaleźć centymetra, więc ważenie było wczoraj (tak, jak i wpis). Nie spodziewałam się jakiś super efektów, bo nie przestrzegałam swoich postanowień zbyt skrupulatnie. Na szczęście jest to początek odchudzania, więc spadek był ładny :) Dało mi to nowego kopa motywacyjnego i chęci, żeby kontynuować moją walkę, bo w poniedziałek już byłam gotowa się poddać. Na szczęście chandra minęła, efekty moich wysiłków są widoczne, więc lecimy dalej!
Najbliższe 2 dni będą niełatwe. Jadę do Rodziców, a potem w odwiedziny do ciotek, więc jestem zdana na to, czym zostanę poczęstowana. No ale wszystko w rozsądnych ilościach i będzie dobrze :)
martiniss!
4 listopada 2018, 14:18Tajemniczo, ale gratuluję spadku :) I powolnych zmian w zachowaniu, jedzenie w towarzystwie a nie po kątach bo po prostu "SĄ" i tyle ;) Oby wyjazd się udał :)