A tak - wyspowiadam Wam się- było grzesznie... zjadłam tabliczkę gorzkiej czekolady przez ten weekend. Dorzuciłam wczoraj kilka chipsów. Nie trzymałam odstępów w diecie bo jak cała rodzinka w domu to mi to nie wychodzi. Ale ćwiczyłam sumiennie w sobotę, do tego dorzuciłam biegi z psem i wózkiem (pies na smyczy przy wózku - zdziwko zaliczył totalne i zmachał się bardziej niż ja) - próbowalśmy dogonić starszą latorośl pomykającą dzielnie na rowerku... :)
Wczoraj ćwiczeń zamierzenie nie było, ale za to długi spacer z dzieciakami i wygłupy na placu zabaw. No jakaś aktywność to w każdym razie jest.
Dziś? Już po pierwszym treningu, idę skontrolować sytuację z dzieciakami (Starsza nie poszła dziś do przedszkola bo zaspaliśmy) i szu = rzutem na taśmę ćwiczeń z Chodakowską.
Wagowo? kiepsko. Było przez chwilę 63.6 ale co to jest za spadek - to wręcz wahanie na granicy błedu pomiaru więc nie wpisuję i czekam tak, jak obiecałam ten tydzień. O cm nawet nie wspomnę - pal sześć te grzeszki ale i bez nich ani rusz. Chociaż powiem Wam,ze brzuch jakby trochę twardszy jak sobie poćwiczę z Ewą.
Do roboty!
19stka
24 kwietnia 2013, 09:21aaa dziękuję bardzo i Tobie też życzę samych słonecznych dni w życiu :-) a gorzka czekolada to samo zdrowie :-)))
bea3007
22 kwietnia 2013, 10:44Podziwiam :)
Niecierpliwa1980
22 kwietnia 2013, 10:15Do roboty! :-)))