Hop bęc i mamy nowy miesiąc! Pracowałam skwapliwie ,więc nie mogę sie doczekać ważenia w sobotę - już naprawdę powinien być spadek. Tak czy tak tydzień póki co jest wręcz wzorowy. W poniedziałek 11,2 km biegu - zaczęłam jak należy. I tak wrzesień zamknęłam 64km biegu i 146 km rowerowania ,co dąło mi rekordową ilośc kilometrów w miesiącu :210 km. Wczoraj miał być kolejny bieg z grupą biegową ,ale ...zwiali mi :( Tzn. przybiegłam na miejsce dokładnie o godzienie kiedy zaczynają trening ,szast prast i juz ruszali. Dołączyłam do jakiejś grupy ,ale nie znalazłam mojej koleżanki biegowej - nie wiedziałam co się wogóle dzieje :( i już na pierwszym kilometrze mi uciekli. Czyli dołączyłam nie do tej grupy co trzeba - za szybkiej. Mąż się zdziwił ,bo zamiast za 1,5h wróciłam po 30 minutach. Ale nie ma tego złego ...zrobiłam szalone 2,5 km ,pośmialiśmy się trochę jak to mi grupa biegowa uciekła i całkiem fajny był to wieczór. Dwa tygodnie temu zmieniłam trochę swoją diete ,a mianowicie jem nie 5 posiłków ale 4 w ciagu dnia. Po miesiącu jedzenia 5 posiłków dziennie stwierdziłam ,że dla mnie to za dużo. Ale dzięki temu ,że zaczęłam od 5 posiłków bezboleśnie zmniejszyłam wielkość porcji jakie niestety zaczęłam pochłaniać przez te przeprowadzki. Stało sie też coś ,co myślałam że jest niemożliwe ponownie do osiagnięcia ,a mianowicie przestałam mieć ochotę na śmieciowe jedzenie. Podczas tego całego zamieszania nieustanna ochota na pizze w zasadzie nie wynikała z "ochoty na pizze" ,ale po prostu z tego że nie miałam głowy do gotowania. Na samą myśl planowania zakupów już miałam drgawki. Teraz kiedy się w końcu skończył ten cyrk gotowanie znowu sprawia mi przyjemność. Miesiąc z dietą vitalii przypomniał mi jak łatwo można komponować pyszne ,ale zdrowe i niskokaloryczne posiłki. NA poczatku się czułam jakbym to robiła pierwszy raz ,cały dzień rozpisany na kartce ,ważenie wszystkich produktów. Jakoś po prostu wszystko zapomniałam. Ale już jestem ponownie przeszkolona ,wagę mam w oku ,a pyszny i zdrowy posiłek robie z tego co mam aktualnie w lodówde. Dziś do pracy mam makaron ze szpinakiem - już nie mogę się doczekać konsumpcji :))). Powrót do ścisłej diety nie był taki trudny ,ale nie znaczy to tez że zrobiłam to bez wysiłku. Najważniejsze ,że mam to za sobą - teraz tylko trzeba w tym wytrwać :)) Codzienne jeżdżenie rowerem plus bieganie trzy razy w tygodniu poprostu musi dać efekty ! Znowu jest rock'n'roll :)
Lela6
4 października 2014, 14:01I super:)
Norgusia
3 października 2014, 22:08Trzymam kciuki za jutrzejsze wyniki ważenia! No i oczywiście życzę wytrwałości!
KotyDwa
2 października 2014, 21:26Też jestem na powrociku do diety vitalii. Ale jednak zmieniłam z Nowej SD na IGpro. Do tej jestem przyzwyczajona i nawet mam w pamięci na moim koncie ulubione posiłki. Tylko do biegania nie mogę wrócić. Tak mi chrzęści w kolanie, że chyba w sąsiednim pokoju słychac jak ćwiczę. Myślę, że czeka mnie ortopeda.
katy-waity
2 października 2014, 21:21dokladnie mam tak samo - dieta vitalii 'zdjela mi klapki z oczu"na wiele oczywistych spraw zwiazanych z komponowaniem menu:)
Kenzo1976
2 października 2014, 19:20Gratuluję przebieganego wzorowo września, powodzenia w październiku !!! Ja na Endo, też notuje swoją aktywność :):)
MllaGrubaskaa
2 października 2014, 17:06I super ;)) Tak trzymaj :))
kronopio156
2 października 2014, 16:53Lets rock! :-))))
Magdalena762013
2 października 2014, 16:30Nadajmy temu wydarzeniu nr 79/100 happy days- o takim wydarzeniu - ucieczce mozna opowiadać wnukom:).
Agnes2602
2 października 2014, 15:03Wiedziałam że dasz radę,powodzenia.Ja już 2 gi miesiąc się obijam,biegam może raz na tydzień a o diecie to lepiej pisała nie będę.Moja dieta się kręci od 1600 do 3000 kcal!Ale od pażdziernika obiecałam poprawę i jest lepiej.Pozdrawiam.
holka
2 października 2014, 14:47Wytrwałości życzę! A efekty "ogarnięcia" będą... niezle tych kilometrów przebyłaś kobietko :)
Mileczna
2 października 2014, 15:59najbardziej jestem w szoku tym rowerem ,bo 120 km to same dojazdy do pracy :)
Mileczna
2 października 2014, 15:59najbardziej jestem w szoku tym rowerem ,bo 120 km to same dojazdy do pracy :)
sempe
2 października 2014, 11:41oj u mnie wczoraj był makaron ze szpinakiem pycha!! ciekawe co tam waga Ci powie:-)
Niecierpliwa1980
2 października 2014, 10:32jesienna moc w natarciu! :-)
Mileczna
2 października 2014, 10:56kurcze całkiem zapomniałam ,że to już jesień :))) nie ma miejsca na jakiekolwiek depresje jest mocy natarcie!
Mileczna
2 października 2014, 14:37tak jak sie chwilke zastanowiłam to mam tak samo :) lato to dla mnie dietetyczny koszma...zimne piwko ,lody i świerze owoce...z ruchem było krucho bo gorąco ,a teraz bajka :)