Tak technicznie to w sumie doszłam do wniosku ,że ja jednak zaczynam wszystko od poczatku. W sensie zapominam o tym ,że kiedykolwiek schudłam. Jest tu i teraz ,a przygoda zaczyna się od nowa. I paradoksalnie kiedy się w końcu z tym pogodziłam to zaczęło mi sie to podobać. Niestety taka jest prawda ,że znowu jestem grubasem który się zaczna odchudzać i chce to zrobić bo nie czuje się w swoim ciele jak należy. Jednak tylko ta część jest taka jak 1,5 roku temu. Jestem już zupełnie inną osobą ,pozatym szybciej zareagowałam na niepokojące zmiany dzięki czemu nie doprowadziłam do aż takiej wagi jak 2 lata temu. Szybciej nie znaczy wcale bezboleśnie. Jak się tak nad tym zastanowiłam to sam proces powrotu do zdrowej diety był taki sam. Pierwszy miesiąc kiedy odstawiałm rozgoszczone w moim jadłospisie nagrody pt. pizza ,chipsy był miesiącem bardzo nieprzyjemnym. I naprawdę się czułam jakbym przechodziła detox na oddziale dla uzależnionych. Wytrzymywałam kilka dni ,a potem niby to w nagrodę wtryniałam choćby zapiekankę. Pomalutku przeszłam w etap kiedy ze zdumieniem stwierdziłam ,że mnie tak naprawdę ta cholerna zapiekanka nie smakowała ,a skusiłam się na nią w nadzieji że ukoi mi nerwy. Co oczywiście przestało działać bo zaczęły się pojawiać wyrzuty sumienia. I o ile nie pozwoli się aby wyrzuty sumienia przeszły w użalanie się ,to moim zdaniem są takie wyrzuty potrzebne. Bo w którymś momencie przestałam mieć ochotę na nagrody w postaci jedzenia. Potem przyszedł czas na naprawienie jadłospisu. I tu znowu wydawało mi się ,że jak raz sie nauczyłam zdrowo gotować to już mi tak zostanie - niestety nie zostało. Jak się przyjżałam mojemu menu to się okazało ,że całkiem na dobre zagościły tłuste dania. I zasadniczo nie ma nic w tym złego dopóki to jest np. raz w tygodniu a nie codziennie. Dzięki diecie Vitalii znowu nauczyłam się układać chude i wyśmienite menu. To już nie dzieki Vitalii ,ale sama z siebie w końcu się nauczyłam przyrządzać owoce morza które uwielbiam ,ale w Polsce mieszkając w małym mieście nie bardzo miałam do nich dostępu. Tu przedewszystkim jesteśmy blisko morza. W łikend pierwszy raz w życiu przyżądziłam świerze mule! Połowę wyżarliśmy od razu z muszelek ,a resztę zrobiłam z masłem ,czosnkiem i białym winem - to jest aktualnie najpyszniejsza rzecz jaką jadłam :))) Na koniec umiejętność chyba najtrudniejsza ,ale już znowu to mam ,a mianowicie umiejętność odmówienia sobie dokładki ...albo kilku dokładek :))) Nawet jeśli jedzenie jest zdrowe ,jeśli się zje pełne wiadro to nic z tego odchudzania nie będzie. I bardzo się ciesze ,że już mam to wszystko za sobą i gnam prosto do celu ,ale .... Bo jakiż wnerw człowieka bierze ,że to tak ciężko wrócić do tych nawyków ,a tak strasznie łatwo sie ich prawie całkiem wyzbyć. Nie mam cienia wątpliwości ,że to cholerne jedzenie jest strasznym i przebrzydłym nałogiem. I tak cholernie łatwo sie wpada w jakieś idiotyczne ciagi.
No ,ale nic to póki co jestem na odwyku i idzie mi bardzo dobrze. Im więcej razy mam taka sytuację ,że jestem sobie w stanie odmówić smakersa ,tym większa mam motywacje żeby zrobic to kolejny raz - bo w końcu raz mi sie już udało.
Małgosia
28 października 2014, 16:24Powodzenia!
holka
17 października 2014, 11:36Wiesz co...nigdy sie nad tym wszystkim tak dogłębnie nie zastanawiałam.Ale Twoje przemyślenia dały mi wiele do myślenia (ach te rymy częstochowskie ;) i zagadzam się z tym co napisałaś w 100% - chyba tylko wyrzuty sumienia po zjedzeniu czegoś zakazanego mam mniejsze :( a mało się ruszam.Ale już pora...żeby wystartowac ponownie ku lepszemu i zdrowemu życiu...Ty przebiegnij pięknie maraton...a ja od poniedziałku ZERO CUKRU do Świąt - Obiecuję!!!
moniaxxxxx
17 października 2014, 10:17Zgadzam się z Tobą w 100%. Schudłam sobie te 17 kg i wydawało mi się ,że mogę sobie na więcej pozwolić. Tz. Pizza, ciasteczko itd. Ocknęłam się z 4 kg na plusie:( I znowu dietkuję , czytaj zdrowo się odżywiam:)) myślę ,że niestety jak się ma tendencję do tycia, to trzeba już zawsze uważać co się do paszczy wkłada:D pozdrawiam serdecznie
Mileczna
17 października 2014, 11:24na to wygląda :(
PulchnaSlubna
17 października 2014, 06:26Rzeczywiście- nasz stan to ciągła walka. Ja też schudłam, też sporo, też przytyłam bo była chwila nieuwagi. Tak łatwo, naprawdę łatwo wpaść w ciąg jedzenia. I tak jak mówisz- nic się nie dzieje na pstrykniecie palcem! Trzeba w sobie znaleźć mnóstwo siły i chęci, kombinować, przetłumaczyć najpierw głowie- a ciało wykona! Wiesz co mi pomogło wcześniej? Jogging. Bo inaczej sobie życie ułożyłam od tamtej pory. Już nie koncentrowałam się wybitnie na tym co jem- owszem, uważałam, ale nie obsesyjnie. Jak miałam ochotę na coś słodkiego- zjadłam kawałek, nawet dwa. Ale szłam to wypocić. Po czasie słodkie mi nawet nie smakowało, a po tłustym czułam się ciężko i nie miałam chęci na trening. Był efekt spektakularny! Schudłam, kupiłam nową garderobę, zdobyłam pewność siebie. Ale gdy doszły mi dodatkowo: stres związany z nową pracą i inne kłopoty- wtedy sobie poluzowałam. W pracy 8 h siedzę i plaszczę tyłek. Po pracy przychodzę i nic mi się nie chcę. I to błędne koło czas przerwać. Widziałam Twój pamiętnik- oj, będzie on motywacją! Z pewnością sama jak go przeczytasz jeszcze raz to jeszcze mocniej zagrzejesz się do walki :) Widziałam, że wiele osób, które tu są- wróciło do obżerania się i z powrotem utyło. Niestety- mamy straszne tendencje do popadania w obżarstwo i musimy walczyć z nałogiem. Serdecznie pozdrawiam! :)
MIPU91
17 października 2014, 01:52oj też bym, chętnie pospacerowała przy morzu :), ale niestety to nie możliwe:) i trzymam kciuki by znów sie udało:)
MargotG
16 października 2014, 19:03no, niestety - łatwo się zgubić i zapomnieć... a bieganie?? biegasz?
Mileczna
17 października 2014, 08:47biegam biegam :))) jak szalona - w niedzielę półmaraton :)
butterflyyyyy
16 października 2014, 16:31No niestety nie jest tak, że jak raz się uda to będzie trwało to wiecznie... Trzeba się pilnować...
MllaGrubaskaa
16 października 2014, 14:04Raz się udało to i teraz też się uda ;))
Mileczna
16 października 2014, 14:09to jak powiem jak w Kowalczyk w reklamie :jakie udało się ? :)))))
ar1es1
16 października 2014, 13:51Trzymam kciuki za pomyślność detoxu i za to byś nauczyła nagradzać się inaczej niż jedzeniem:-)
Mileczna
16 października 2014, 14:08juz mam sposób :))) spacer brzegiem morza - nie wiem dlaczego dla mnie to takamagia ,ale niech trwa :)
ar1es1
16 października 2014, 14:09Morza szczerze zazdroszczę. ..
agulina30
16 października 2014, 11:47ja już nie wiem ile sama razy zaczynałam :( teraz też jestem na etapie powrotu do diety. sama też jestem tym wykończona psychicznie :((( trzymaj się! powodzenia!
Mileczna
16 października 2014, 11:59będzie dobrze!