Kolejny dzień walki z ciagłą chęcia podjadania. Rano zmiksowane jabłko z kiwi. Obiad - wpadła rodzinka- ryba częściowo smażona a potem pieczona, ziemniaków garść, kilka brukselek i pomidory z czosnkiem i bazylią. Wieczorem 1,5 papryki a na niej jak na chlebie pasta (ser kanapkowy, troszke startego żółtego, pół ogórka, pół awokado, szczypiorek z jednej cebuli). Pyszne tylko znowu nie zdążyłam wyjść na długi spacer- dzis zresztą strasznie wieje:(. Pokręce sobie hula hop i poćwiczę brzuszki. Spacer był 1,5 godzinny po markecie:) ale to się chyba nie liczy. Kręcenie 33 minuty hula+100 brzuszków. I jak co dzień coś dla urody-ogoliłam pachy:)
mudid
12 stycznia 2015, 13:22hahaha - dobre z tymi pachami :D nabądź krokomierz to jeszcze się dowiesz ile kalorii spaliłaś chodząc po markecie :D
Minotaur#
12 stycznia 2015, 13:26krokomierz wrzuciłam jako appkę na telefon dzisiaj i liczę:)
mudid
12 stycznia 2015, 13:48A - i przypomniało mi się co powiedział mój trener - ,ze jeśli rano zje się trochę tłuszczu to podobno nie chce się później tak bardzo jeść. Dawaj znać jak tam liczenie kroków idzie :)
liliput1979
12 stycznia 2015, 06:33Market też się liczy :) Przecież nie siedziałaś w tym czasie przed telewizorem. Może za ćwiczenia tego uznać nie można, ale zawsze to jakiś ruch. Byle nie od stoiskach do stoiska z fast-foodami.
Minotaur#
12 stycznia 2015, 10:02A to fajnie, że się liczy. Fast-food to SAMO ZŁO.:)