Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
piątkowe nie wiadomo co...


No i nie wiem co się ze mną dzieje. Powinnam być zadowolona ale jakoś nie potrafię się z niczego cieszyć. Mam 7 z przodu, długo o tym marzyłam a teraz jest i co???Ja nie wiem jak to jest z tym wszystkim.
Miałam taki nerw dzisiaj....wróciłam do domu zjadłam obiad i stwierdziłem, że muszę się ruszyć, bo inaczej doła załapię. Poszłam na długi spacer i już jest lepiej. Byłam w lesie i nad jeziorem, właśnie wypiłam kawcię i coś porobię w domku. Myślę o dietetycznym serniku, który gdzieś na Vitalii widziałam. Chyba podejmę próbę, chociaż nigdy jeszcze sernika nie piekłam.
Po moim ostrym przepracowaniu nie mogę się ogarnąć. Pracowałam w domu i M. żeby mi nie przeszkadzać organizował sobie czas....teraz gdy ja mam czas, jego nie ma, bo zorganizował sobie coś:-( No ale nie mogę mieć o to do niego pretensji...tak to jest, człowiek skupia się na pracy a życie przecieka mu między palcami.....to chyba dlatego jestem taka rozgoryczona. Jak mam trochę wolnego to jestem sama. Znajomych zaniedbałam, a mam ich niewielu i teraz nie mam nawet do kogo gęby otworzyć, gdyby nie pies i kot to byłabym sama jak palec.
No ale dosyć tego narzekania:-D
Z pozytywnych rzeczy-dietetyczny obiad.....pulpety z szynki, chude:-))))
A ostatnio mówiłam że jesteśmy tym co jemy.....chyba nie będę pulpetem???



a na śniadanko była ryba po grecku, którą wczoraj zrobiłam



A z grzechów dnia dzisiejszego - bułka drożdżowa z budyniem, mała do herbatki:-).
Ale spaliłam ją na spacerze-4,5 km.